gry planszowe strategiczne > Słup ognia
GRY STRATEGICZNE
logo przedmiotu Słup ognia

Słup ognia

Gra oparta na popularnej powieści.

cena:

156.90 PLN
dostępność: u dostawcy
wysyłamy w: 3-5 dni

dodaj do koszyka

Podstawowe informacje:


liczba graczy: od 2 do 4
wiek: od 10 lat
czas gry: ok. 90 min.

wydawca: Galakta (2017)
projektant: Michael Rieneck

wersja językowa: polska

Opis


Anglia, rok 1558. Katedra w Kingsbridge wciąż jeszcze dumnie wznosi się nad miastem. Jednak konflikt między katolikami i protestantami dogłębnie dzieli Europę. Pół kontynentu zmaga się z zamieszkami. Sprytnie wykorzystując religijny układ sił, gracze starają się nawiązywać kontakty z ważnymi osobistościami europejskiego społeczeństwa i poszerzać swoje wpływy. Nieustannie dochodzi do próby sił, a ci, którzy przegrają, nierzadko są zmuszani do opuszczenia swojego kraju.

Komu uda się najlepiej wykorzystać nieustannie zmieniającą się sytuację w Europie?



ZAWARTOŚĆ:
● 1 plansza ● 24 kości ● 80 kart ● 28 żetonów korzyści ● 16 żetonów tarcz ● 16 składów ● 30 znaczników wyznania ● 56 żetonów towarów ● 2 pochodnie ● 4 znaczniki punktacji ● 4 znaczniki akcji ●1 znacznik pierwszego gracza ● 4 znaczniki zamknięcia ● 1 instrukcja

Recenzje naszych klientów:


zaloguj się jeżeli chcesz dodać własną



dodano: 2018-10-05 wow! autor: trance_atlantic

Michael Rieneck nie ma chyba zbyt dobrej prasy wśród zagorzałych zwolenników tzw. eurogier, szczególnie tych cięższego kalibru. Trylogia oparta na powieściach Kena Folletta też ma z założenia trafić do gracza bardziej familijnego. Ma, lub miała, bowiem na chwilę obecną dostępny jest już tylko jeden tytuł - właśnie Słup Ognia. Kupiłem, zobaczyłem i rzekłem 'wow'. Ale dlaczego?

Ano dlatego, że była promocja :) Aaa, w sensie dlaczego rzekłem 'wow' a ne dlaczego kupiłem? No dobra, już mówię. Zacznę od tego, że powieści nie czytałem, więc zasiadłem do rozgrywki z zupełnie czystym umysłem i przyjemnie się zaskoczyłem. Dostajemy bowiem kawałek niezłej gry o której zaletach postaram się zwięźle opowiedzieć.

Co mnie w niej tak urzekło? Przede wszystkim - nie jest przekombinowana, tj. nie udaje wielkiego tytułu tylko dlatego, że mieści się w pudle rozmiaru Alchemików. Zasady są proste i dość intuicyjne; już po 2-3 rundach można na spokojnie grać bez zaglądania do instrukcji, ewentualnie tylko po to, by upewnić się czy dobrze odczytujemy symbole na planszy.

A co z interakcją? Panie i panowie, jeśli lubicie hodować ziemniaki, rzodkiewki czy inne dynie albo, co gorsza, dyńka wam paruje od nadmiaru pomocników i małych usprawnień... to dajcie sobie spokój ze Słupem Ognia, naprawdę. :) Owa lekkość rozgrywki przekłada się na niesamowity wyścig do zwycięstwa, bowiem tutaj gra się kończy w momencie, gdy któryś z graczy osiągnie przekroczy próg 50 punktów (co jeszcze nie oznacza, że ten gracz wygra). No ale zaraz, miało być o interakcji. Co mają 'pezety' do podkładania sobie nogi (lub świni, skoro o żywym inwentarzu była mowa)? Oj mają, mają...

Gra ma odzwierciedlać konflikt między katolikami i protestantami. W czasie rozgrywki reprezentujemy jedną z religii, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by w newralgicznym momencie przejść na stronę 'wroga'. I tu się zaczyna cała zabawa. Ktoś powie - no fajnie, ale to chyba ma sens tylko wtedy, gdy do rozgrywki zasiada komplet graczy? Nie do końca, bowiem na dwie osoby jest równie dobrze a może nawet i lepiej. W każdym z czterech miast, po zatrudnieniu postaci w nim przebywającej, kładziemy taki znacznik religijnej przynależności, jaki owa postać posiada. Jeśli nawet jesteśmy 'katolem', a bierzemy do siebie protestanta, to znacznik w jego kolorze ląduje w danym mieście. Gdy wszystkie pola (trzy w rozgrywce na dwóch graczy) zapełnią się takimi znacznikami, następuje konflikt religijny. W przypadku remisu (w grze są też postaci religijnie neutralne) nie dzieje się nic, ale jeśli tylko przewagę ma jedna z religii, to druga musi się z miasta wynieść, tj. zlikwidować swój 'domek', który tam wcześniej zbudowała (co uniemożliwia zdobywanie owych PZ-ów właśnie w tej lokacji).

Brzmi infantylnie? To pójdę krok dalej. Może się zdarzyć, że obaj gracze będą reprezentowali tę samą religię. Gdzież zatem konflikt, gdzież interakcja? Nudy, panie! Oj nie, z taką opinią proszę się jeszcze wstrzymać. Właśnie tu gra otwiera przed nami całe swoje piękno. Skoro bowiem dwie osoby są tego samego wyznania i nie mamy żadnych wrogów na zewnątrz, to trzeba sobie zafundować konflikt wewnętrzny. Nie chcemy bowiem, by jakiś tam katolik był większym katolikiem od nas samych, co to, to nie! Nie mamy swojego domku (to chyba spichlerz, ale whatever) w białym mieście a nasz umiłowany w wierze brat (lub siostra) wylądował na polu z cyfrą sześć i chciałby za nią zgarniać konkretne punkty? Proszę bardzo, podeślijmy mu paru protestantów, wywołajmy konflikt, oni wywalą go z miasta i spalą jego zabudowania. Kto powiedział, że którykolwiek z nas musi stać po drugiej stronie barykady by sytuacja się zaogniła? Jakie to genialne w swej prostocie i jakie, o zgrozo, życiowe... :)

Tak, właśnie takie gry lubię. I zgadzam się, że nie będzie to nigdy tytuł wybitny, ale to akurat mi najmniej przeszkadza. Dajcie mu szansę, jeśli tylko nie boicie się dość bezpośredniego konfliktu, co jak na grę euro jest cokolwiek rzadkością. Piękne grafiki znanego planszówkowego rysownika dodają grze uroku... i tylko jedno mam pytanie na koniec - co za 'artysta' wymyślił w grze kości purpurowe i brązowe, których odróżnienie przekracza możliwości niejednego zdrowego oka a nawet pary oczu? :)