PROFIL
Historia recenzji i ocen użytkownika vilanelle
Forgotten Waters
10/10,
Wspaniała gra przygodowa osadzona w świecie Piratów z Karaibów. Wpadła mi w oko już jakiś czas temu, ale trochę wahałam się z zakupem z powodu liczby graczy na pudełku (3-7). Wiadomo – kto w dzisiejszych czasach ma taką ekipę? :) A potem okazało się, że w Forgotten Waters bez problemu można grać również solo jak i w 2 osoby (ta opcja została dodana w apce już po wydrukowaniu gry czy jakoś tak) i była to jedna z najlepszych inwestycji tego roku (obok Gloomhaven: Jaws of the Lion oraz Sherlock Holmes: Baker Street Irregulars).
Internety rozpływają się nad tą grą i nic dziwnego:
+ ma świetnie napisaną, głęboką historię, której gracze stają się częścią. Czujemy się jak prawdziwi piraci z Karaibów i wielokrotnie dokonujemy wyborów decydujących o tym, jak dalej potoczy się przygoda
+ masa świetnego, inteligentnego humoru
+ bogactwo wydarzeń
+ przepiękna oprawa wizualna. Podobnie jak w Gloomhaven: Jaws of the Lion do gry nie używamy planszy, ale rozkładanej książki/brulionu, która tutaj zawiera ona 38 lokacji. Każda z nich jest wizualnym majstersztykiem. Zresztą wszystkie elementy są, włączając w to mini skrzynie skarbów na żetony
+ czas przygotowania rozgrywki: super szybki
+ instrukcja ma 8 stron :) Mimo że jestem raczej zaawansowanym graczem, lubiącym cięższe tytuły i móżdżenie, tutaj to naprawdę działa. Niby jest prosto, ale jednak sama przygoda ma niepowtarzalną głębię (sic) i toczy się dynamicznie
+ świetny stosunek jakości do pieniędzy
+ i najważniejsze: aplikacja. Jest oczywiście naszym mistrzem gry, tzn. przenosi nas od wydarzenia do wydarzenia, podpowiada jak rozłożyć elementy, ma listę scenariuszy w które możemy zagrać (sześć), pozwala zapisać niedokończoną grę, itd. Robi robotę bardziej niż ta w Mansions of Madness, bo dosłownie każda część naszej historii jest przez nią narrated (brakuje mi słowa po polsku). Można wybrać spośród opcji: narracja + tekst, sama narracja bądź sam tekst, jeśli ktoś chce się wykazać własnymi zdolnościami aktorskimi:) Głosy aktorów naśladujące piracki slang, dźwięki tła (szum fal, sztorm, miasteczko portowe, knajpa) - wszystko to sprawia, że dosłownie przenosimy się do innego świata i jest to świat bardzo realistyczny
+ dzięki aplikacji możemy również grać ze znajomymi przez internet (tylko jedna osoba musi mieć egzemplarz gry)
+ tryb solo daje radę. Ja osobiście wolę po prostu grać 4 postaciami bo jest to mniej skomplikowane i sprawia mi tak samo dużo frajdy
Podsumowując, Forgotten Waters to doskonały wybór na długie zimowe wieczory i naszą szarą polską rzeczywistość. Trzeba jednak pamiętąć że jest to przede wszystkim przygodówka, więc nie należy spodziewać się po niej wyrafinowanej strategii i nowatorskich mechanik. Jednakże jest to gra przygodowa z najwyższej półki i sporo Was ominie, jeśli się na nią nie skusicie:)
10/10,
Wspaniała gra przygodowa osadzona w świecie Piratów z Karaibów. Wpadła mi w oko już jakiś czas temu, ale trochę wahałam się z zakupem z powodu liczby graczy na pudełku (3-7). Wiadomo – kto w dzisiejszych czasach ma taką ekipę? :) A potem okazało się, że w Forgotten Waters bez problemu można grać również solo jak i w 2 osoby (ta opcja została dodana w apce już po wydrukowaniu gry czy jakoś tak) i była to jedna z najlepszych inwestycji tego roku (obok Gloomhaven: Jaws of the Lion oraz Sherlock Holmes: Baker Street Irregulars).
Internety rozpływają się nad tą grą i nic dziwnego:
+ ma świetnie napisaną, głęboką historię, której gracze stają się częścią. Czujemy się jak prawdziwi piraci z Karaibów i wielokrotnie dokonujemy wyborów decydujących o tym, jak dalej potoczy się przygoda
+ masa świetnego, inteligentnego humoru
+ bogactwo wydarzeń
+ przepiękna oprawa wizualna. Podobnie jak w Gloomhaven: Jaws of the Lion do gry nie używamy planszy, ale rozkładanej książki/brulionu, która tutaj zawiera ona 38 lokacji. Każda z nich jest wizualnym majstersztykiem. Zresztą wszystkie elementy są, włączając w to mini skrzynie skarbów na żetony
+ czas przygotowania rozgrywki: super szybki
+ instrukcja ma 8 stron :) Mimo że jestem raczej zaawansowanym graczem, lubiącym cięższe tytuły i móżdżenie, tutaj to naprawdę działa. Niby jest prosto, ale jednak sama przygoda ma niepowtarzalną głębię (sic) i toczy się dynamicznie
+ świetny stosunek jakości do pieniędzy
+ i najważniejsze: aplikacja. Jest oczywiście naszym mistrzem gry, tzn. przenosi nas od wydarzenia do wydarzenia, podpowiada jak rozłożyć elementy, ma listę scenariuszy w które możemy zagrać (sześć), pozwala zapisać niedokończoną grę, itd. Robi robotę bardziej niż ta w Mansions of Madness, bo dosłownie każda część naszej historii jest przez nią narrated (brakuje mi słowa po polsku). Można wybrać spośród opcji: narracja + tekst, sama narracja bądź sam tekst, jeśli ktoś chce się wykazać własnymi zdolnościami aktorskimi:) Głosy aktorów naśladujące piracki slang, dźwięki tła (szum fal, sztorm, miasteczko portowe, knajpa) - wszystko to sprawia, że dosłownie przenosimy się do innego świata i jest to świat bardzo realistyczny
+ dzięki aplikacji możemy również grać ze znajomymi przez internet (tylko jedna osoba musi mieć egzemplarz gry)
+ tryb solo daje radę. Ja osobiście wolę po prostu grać 4 postaciami bo jest to mniej skomplikowane i sprawia mi tak samo dużo frajdy
Podsumowując, Forgotten Waters to doskonały wybór na długie zimowe wieczory i naszą szarą polską rzeczywistość. Trzeba jednak pamiętąć że jest to przede wszystkim przygodówka, więc nie należy spodziewać się po niej wyrafinowanej strategii i nowatorskich mechanik. Jednakże jest to gra przygodowa z najwyższej półki i sporo Was ominie, jeśli się na nią nie skusicie:)
Western Legends (wersja angielska)
Warto,
Świetna gra. Szkoda, że w Polsce nie jest bardziej popularna, bo to całkiem przyzwoita przygodówka. To, co szczególnie w niej lubię, to klimat – a jest go tu na kilogramy. Mocno przyczynia się do tego fakt, że gra jest przepięknie wydana (jest nawet ładniejsza, niż Robinson czy MOM) i każdy pojedynczy element wygląda jak żywcem wyjęty ze sphagetti westernu. Figurki – miodzio. Jest nawet sklep wielobranżowy do samodzielnego montażu. A karty postaci to autentyczne legendy świata Dzikiego Zachodu – Billy the Kid, Jesse James czy Wild Bill Hickok.
Kojarzycie gry, w których mechanika idealnie współgra z tematyką? To jedna z nich (np. w ramach pojedynku gramy tutaj w pokera). Również fakt, że Western Legends to tzw. ‘sandbox game’ super sprawdza się w klimacie westernu – celem gry jest zebranie jak największej ilości ‘legendary points’, ale zrobić to można na wiele różnych sposobów: poprzez sprzedaż bydła, wydobywanie złota, napad na bank, walkę z przestępcami lub szeryfem, wizytę w saloonie, grę w pokera… Możliwości jest mnóstwo.
Naturalnie w trakcie rozgrywki przyjemnie jest mieć możliwość wchodzenia w częste interakcje z innymi graczami, więc gra nabiera prawdziwych rumieńców w gronie 4 – 5 osobowym, choć fani westernów będą czuć się jak ryba w wodzie nawet przy 2-osobowym składzie. Zresztą przy 2 osobach korzystamy z dodatkowej mechaniki trzeciego gracza, żeby nie było za nudno.
Na koniec muszę zaznaczyć: Western Legends to gra dla ludzi, którzy umieją wyluzować i bawić się przy planszówce, wczuć w klimat przygody, założyć kowbojski kapelusz do rozgrywki, itd. Gra raczej nie sprawdzi się u zero-jedynkowych fanów ciężkiego euro, dla których najważniejsze jest zbieranie VP i pierwsze miejsce na podium. Zasady nie są tu specjalnie skomplikowane, więc jeśli ktoś lubi ciężką rozkminę (typu Gaia Project) to też nie tu.
Podsumowując, bardzo fajny sandbox, naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Jeśli lubicie przygodówki to brać i grać :)
Warto,
Świetna gra. Szkoda, że w Polsce nie jest bardziej popularna, bo to całkiem przyzwoita przygodówka. To, co szczególnie w niej lubię, to klimat – a jest go tu na kilogramy. Mocno przyczynia się do tego fakt, że gra jest przepięknie wydana (jest nawet ładniejsza, niż Robinson czy MOM) i każdy pojedynczy element wygląda jak żywcem wyjęty ze sphagetti westernu. Figurki – miodzio. Jest nawet sklep wielobranżowy do samodzielnego montażu. A karty postaci to autentyczne legendy świata Dzikiego Zachodu – Billy the Kid, Jesse James czy Wild Bill Hickok.
Kojarzycie gry, w których mechanika idealnie współgra z tematyką? To jedna z nich (np. w ramach pojedynku gramy tutaj w pokera). Również fakt, że Western Legends to tzw. ‘sandbox game’ super sprawdza się w klimacie westernu – celem gry jest zebranie jak największej ilości ‘legendary points’, ale zrobić to można na wiele różnych sposobów: poprzez sprzedaż bydła, wydobywanie złota, napad na bank, walkę z przestępcami lub szeryfem, wizytę w saloonie, grę w pokera… Możliwości jest mnóstwo.
Naturalnie w trakcie rozgrywki przyjemnie jest mieć możliwość wchodzenia w częste interakcje z innymi graczami, więc gra nabiera prawdziwych rumieńców w gronie 4 – 5 osobowym, choć fani westernów będą czuć się jak ryba w wodzie nawet przy 2-osobowym składzie. Zresztą przy 2 osobach korzystamy z dodatkowej mechaniki trzeciego gracza, żeby nie było za nudno.
Na koniec muszę zaznaczyć: Western Legends to gra dla ludzi, którzy umieją wyluzować i bawić się przy planszówce, wczuć w klimat przygody, założyć kowbojski kapelusz do rozgrywki, itd. Gra raczej nie sprawdzi się u zero-jedynkowych fanów ciężkiego euro, dla których najważniejsze jest zbieranie VP i pierwsze miejsce na podium. Zasady nie są tu specjalnie skomplikowane, więc jeśli ktoś lubi ciężką rozkminę (typu Gaia Project) to też nie tu.
Podsumowując, bardzo fajny sandbox, naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Jeśli lubicie przygodówki to brać i grać :)
Posiadłość Szaleństwa: Ścieżka Węża
Mogło być lepiej,
Moim zdaniem jest to najsłabszy dodatek do Posiadłości. A szkoda, bo sam pomysł przedni i można było zbudować na nim coś fajnego… Osobiście mam problem z dwiema kwestiami:
- dużo niższy poziom trudności większości scenariuszy. Ok, nie mówię że rzucając kośćmi nie można solidnie oberwać czy oszaleć… Jak zawsze można. Chodzi o to, że brakuje tutaj epickiego rozmachu. Szczególnie pierwszy i ostatni aż proszą się o challange z prawdziwego zdarzenia, a nie tylko krążenie po planszy i odkrywanie tokenów
- słabe grafiki na kaflach. W przeciwieństwie do poprzednich dodatków, bądź samej Posiadłości (gdzie były one pełne detali i cieszyły oko), tutaj są zrobione od niechcenia – byleby czymś zapełnić planszę, dużo copy & paste i do tego pikseloza. No nie postarali się.
Ale są też pozytywne zaskoczenia. Np. drugi scenariusz (Into the Dark) jest naprawdę dobry, trzyma w napięciu od początku do końca i – do pewnego stopnia – rekompensuje zawód po ograniu reszty dodatku. Widać, że za poszczególne części Ścieżki były odpowiedzialne inne osoby, bo tutaj ktoś naprawdę podszedł do sprawy ambitnie i nawet dołożył kilka oryginalnych rozwiązań, które nie pojawiły się nigdzie wcześniej w Posiadłości. Co jeszcze… nowe karty postaci są całkiem przyzwoite. No i oczywiście jest klimat dusznej peruwiańskiej dżungli, który powinien docenić każdy fan mroku w grach planszowych (nawet jeśli nie jest stricte inspirowany Lovecraftem).
Podsumowując – jeśli jesteś ogromnym fanem Posiadłości (jak ja) i zwyczajnie MUSISZ rozegrać WSZYSTKIE scenariusze (a nie masz możliwości pożyczenia Ścieżki Węża od np. hojnych znajomych), to oczywiście kupuj i graj:) Ale, jeśli to twój pierwszy/drugi dodatek, to Ulice Arkham, Za Progiem czy Przerażające Podróże będą lepszą inwestycją.
Mogło być lepiej,
Moim zdaniem jest to najsłabszy dodatek do Posiadłości. A szkoda, bo sam pomysł przedni i można było zbudować na nim coś fajnego… Osobiście mam problem z dwiema kwestiami:
- dużo niższy poziom trudności większości scenariuszy. Ok, nie mówię że rzucając kośćmi nie można solidnie oberwać czy oszaleć… Jak zawsze można. Chodzi o to, że brakuje tutaj epickiego rozmachu. Szczególnie pierwszy i ostatni aż proszą się o challange z prawdziwego zdarzenia, a nie tylko krążenie po planszy i odkrywanie tokenów
- słabe grafiki na kaflach. W przeciwieństwie do poprzednich dodatków, bądź samej Posiadłości (gdzie były one pełne detali i cieszyły oko), tutaj są zrobione od niechcenia – byleby czymś zapełnić planszę, dużo copy & paste i do tego pikseloza. No nie postarali się.
Ale są też pozytywne zaskoczenia. Np. drugi scenariusz (Into the Dark) jest naprawdę dobry, trzyma w napięciu od początku do końca i – do pewnego stopnia – rekompensuje zawód po ograniu reszty dodatku. Widać, że za poszczególne części Ścieżki były odpowiedzialne inne osoby, bo tutaj ktoś naprawdę podszedł do sprawy ambitnie i nawet dołożył kilka oryginalnych rozwiązań, które nie pojawiły się nigdzie wcześniej w Posiadłości. Co jeszcze… nowe karty postaci są całkiem przyzwoite. No i oczywiście jest klimat dusznej peruwiańskiej dżungli, który powinien docenić każdy fan mroku w grach planszowych (nawet jeśli nie jest stricte inspirowany Lovecraftem).
Podsumowując – jeśli jesteś ogromnym fanem Posiadłości (jak ja) i zwyczajnie MUSISZ rozegrać WSZYSTKIE scenariusze (a nie masz możliwości pożyczenia Ścieżki Węża od np. hojnych znajomych), to oczywiście kupuj i graj:) Ale, jeśli to twój pierwszy/drugi dodatek, to Ulice Arkham, Za Progiem czy Przerażające Podróże będą lepszą inwestycją.