PROFIL
Historia recenzji i ocen użytkownika tuzuza

obrazek
Ilos (edycja polska)
Ładna, ciekawa, zmuszająca do kombinowania i emocjonująca,
Grałam w Ilos 3 razy w składzie 3 i 5 osób. Bardzo mi się podobała i moim współgraczom również. Przy pierwszej rozgrywce trzeba trochę zasad ogarnąć, ale potem już łatwo się zorientować, „ograny” 9 latek radzi sobie świetnie. W grze budujemy planszę kafelkową z wyspami, cumujemy tam swoje statki i zasiedlamy wyspy tworząc plantacje (przypraw, hebanu, barwnika) oraz kopalnie złota. Możemy też być piratami, budować forty i bazary. Wszystko oczywiście ma swoją cenę i swoje korzyści. Celem gry jest zdobycie jak najwięcej punktów za te towary/surowce. Od naszej strategii i sytuacji na planszy zależy w jakim kierunku będziemy się iść – czy w złoto czy w któryś z surowców. Bardzo ciekawym mechanizmem jest spekulacja czyli możliwość podbijania cen surowców – wyjściowo każde złoto warte jest 2 pkt a pozostałe surowce po 1 pkt. Ale wykonując akcję podbijania cen możemy zmieniać ceny złota aż do 10 pkt, a surowców do 5 pkt. To daje grze sporo emocji, rywalizacji i kombinowania. Gra się bardzo przyjemnie i stosunkowo mało losowo – co prawda karty mogą się ułożyć tak czy inaczej, ale zawsze można coś z nimi zrobić, a co turę dobieramy od 5 do 8 kart (a mając pobudowane forty jeszcze więcej). Dla mnie dobra dawka myślenia i planowania (nie za dużo zmóżdżania jak np. w szachach, ale kombinować trzeba cały czas).
Najsłabszym elementem są piraci – teoretycznie ciekawy zamysł, ale nikt z niego nie chciał u nas korzystać. Nam niewiele dają, a „tylko” szkodzą innym – żal nam była blokować swojego osadnika, który może na plantacji nieźle zarabiać. Ale gdyby coś w ramach home rules pokombinować z piratami, to byłby dodatkowy smaczek (muszę to jeszcze przemyśleć).
Generalnie gra bardzo ładna wizualnie, sporo drewnianych, starannie wykonanych elementów, pozostałe kartonowe bardzo solidne. Jak dla mnie zdecydowanie warta swojej ceny. I nawet mąż niechętny większości planszówkom (bo dla niego nic nie może się równać szachom) wkręcił się. Przy 5 osobach długo się gra (u nas ponad godzinę) i to może być minus. Ale i w 3 i w 5 jest naprawdę dużo zabawy. A ponieważ liczba kafli wysp zależy od liczby graczy, więc podejrzewam, że w 2 osoby może być także ciekawie, a krócej.


obrazek
Modern Art The Card Game
Szybka, zgrabna, przyjemna, choć taka brzydka...,
Najpierw pierwsze wrażenie – co za brzydactwo! W grze występują „dzieła sztuki” 5 fikcyjnych artystów współczesnych. Każdego artystę reprezentuje jeden obraz w kilkunastu kopiach. I te \"obrazy\" są dla mnie najsłabszym punktem w grze, bo są po prostu okropnie brzydkie, tak brzydkie, że oczy bolą….
Jeśli jednak przełamać wstręt estetyczny, to sama gra okazuje się bardzo przyjemna.
Reguły są bardzo proste, do wytłumaczenia w 5 min. W kolejnych 4 rundach trzeba wykładać naprzemiennie karty dzieł sztuki, do momenty aż na stole pojawi się ich łącznie 6 obrazów jednego artysty. Wtedy następuje koniec rundy i podliczanie, im więcej dzieł sztuki danego artysty, tym więcej są warte. Zwycięski artysta dostaje 3 pkt z(i po 3 pkt jest warty każdy jego obraz w kolekcjach graczy), następny 2 pkt, a trzeci w kolejności 1 pkt. I ta punktacja pozostaje przypisana do dzieł danego artysty do końca gry, czyli sumuje się w kolejnych rundach. Dwukrotne wygranie rundy przez artystę powoduje że jego obrazy warte są po 6 punktów. Dodatkowo są karty specjalne, które pozwalają np wyłożyć dwie karty lub nagrodzić dodatkowo danego artystę 2 pkt. Dlatego z rundy na rundę robi się coraz ciekawiej, bo liczba punktów za dzieła sztuki rośnie.
W grze jest sporo kombinowania, co wyłożyć teraz, co zostawić sobie na później, gdy będzie więcej warte, kiedy skończyć rundę (wykładając ostartnią6stą kartę danego artysty). Jest też sporo losowości, związanej z rozdaniem kart (po 13 na osobę). Jednak w kategorii lekkich, szybkich gier, do pokombinowania gra jest warta uwagi. Dobrze się sprawdza w 2 osoby. Przy przegranej od razu ma się chęć na szybki rewanż. Odliczam 1 punkt w ocenie za grafikę.
A, teraz uważam ,że warto kupić droższą, ale ładniejszą Masters Gallery. Ta sama gra, tylko tam naprawdę są dzieła sztuki, można ćwiczyć umysł i przy okazji cieszyć oczy...


obrazek
Panic Lab
Zakręcona gra na szybki orient,
Nie będę pisać, o co chodzi w grze, bo opis na planszomanii jest bardzo szczegółowy. Dodam tylko, że jak na Gigamica przystało, jakość wykonania jest znakomita, od eleganckiego metalowego pudełka wyściełanego materiałem (gdzie można np. rzucać kośćmi), po sympatyczne, kolorowe karty z amebami.
Co do samej gry, to nie wystarczy w niej spostrzegawczość (jak w prawie jungi czy dobble), tu trzeba patrzeć i błyskawicznie analizować: „A więc z kostek wyszła fioletowa ameba w paski z jednym okiem, uciekła w prawo z czerwonego laboratorium, weszła w ten otwór wentylacyjny, a wyszła tym, przeszła przez laboratorium mutacyjne koloru, a więc szukamy pomarańczowej ameba w paski z jednym okiem, a po laboratorium kształtu stała się pomarańczową amebą w paski z dwojgiem oczu, a więc to ta!” I to wszystko w myśli i w błyskawicznym tempie. To naprawdę trudna. I dlatego to bardzo zakręcona gra. Naprawdę, mózg się poci 
Jej dodatkowym atutem są różne warianty rozgrywki. Instrukcja o tym nie mówi, ale w łatwo można reguły dostosować do młodszych dzieci, wystarczy zrezygnować z kart otworów wentylacyjnych lub/i kart laboratoriów. Wtedy 5 latek, a nawet bystry 4 latek może też się bawić (sprawdzone!) No oczywiście dorosły się wtedy nie ubawi, bo dla niego będzie za łatwo, ale dla dziecka będzie to wyzwanie i może się tak uczyć, aż będzie można zagrać w pełnej wersji.
Jedyny, mały minus, to zależy na kogo się trafi. Jak się trafi na lepszego od siebie w tych myślowych procesach „analizy i syntezy wzrokowej”, to trudno go przebić. I, tak jak mnie się zdarzyło, zaczyna się wciąż przegrywać…


obrazek
Make 'N' Break Mini
Tańsza wersja dobrej gry,
Zasady Make’n’break mini są takie same jak dużego Make’n’break’a. Różni się tylko tym, że kolorowych klocków do budowania jest 8 a nie 10, są mniejsze, kart zadań są dwustronne i nie ma tu zegara odliczającego czas. Zamiast zegara jest kostka z numerami 1, 2, 3 i pustymi polami. Jeden ze współgraczy rzuca kostką raz za razem i sumuje oczka tak długo, aż dojdzie do 15. Wtedy kończy się czas tego, który właśnie próbuje ułożyć jak najwięcej zadań z karteczek. Ten pomysł nam się nie spodobał, po pierwsze jest „niesprawiedliwy”, bo w ten sposób gracza mają różnej długości czas na swoją turę (raz szybciej się dochodzi do 15 raz wolniej), po drugie to rzucanie i sumowanie jest niepotrzebnie rozpraszające. Wzięliśmy 1 min klepsydrę, ale 1 min okazała się za krótkim czasem. Graliśmy z 4 latkiem, który potrzebował dłuższego czasu (3-4 min) żeby móc ułożyć więcej niż jedno zadanie i nie sfrustrować się nadmiernie. Oczywiście w grze z młodszymi dziećmi można sobie odpuścić mierzenie czasu, ale sami po sobie zobaczyliśmy, że presja czasu (jak zawsze) dodaje emocji tej grze. Nawet my dorośli bardzo się emocjonowaliśmy tym, ile udało nam się ułożyć.
Dodatkowy plus to karty punktowane od 1 (łatwiejsze zadania) do 3 (trudniejsze konstrukcje) – dzięki temu można dzieciom dać te prostsze a dorosłym trudniejsze i punktować tak samo. Wtedy szanse będą wyrównane, a i dorośli nie będą się nudzić.
Dzięki różnym możliwościom prostych modyfikacji (z zegarkiem czy bez, proste czy trudniejsze zadania) można w nią grać już z trzylatkami. A im młodsze dzieci, tym większy edukacyjny walor gry, bo z fachowego punktu widzenia uczy odwzorowywania i ćwiczy koordynację oko-ręka. Ale edukacyjne walory nigdy nie są dla mnie na 1 miejscu, tylko dobra zabawa. A tą Make’n’brake mini zapewnia.
Gra wykonana bardzo dobrze, klocków są bardzo ładne i kolorowe. Jedyny minus, to że czarny klocek (wg kart zadań) jest w rzeczywistości granatowo-fioletowy i myli się z niebieskim.
Podsumowują: bardzo prosta i pomysłowa gra, pokazująca jak z zabawy w klocki zrobić emocjonującą rozrywkę. Cena bardzo zachęcająca, szczerze mówiąc jaką fajną, ciekawą zabawkę można kupić za 20 zł?


obrazek
Serpentina
Ładna i relaksująca gra,
Gra jest bardzo prosta, łatwiejsza od puzzli i 3 latek nie będzie miał żadnych problemów z dopasowaniem kafelków tak, żeby pasowały do siebie kolorami. Wedle instrukcji rozkłada się wszystkie kary grzbietami do góry i gracze kolejno ciągną karty-kafelki. Jeśli wyciągnięta karta pasuje kolorem do jakiegoś z leżących już węży – dokłada ją, jeśli nie, kładzie oddzielnie, zaczynając nowego węża. Ten, komu uda się zamknąć jakiegoś węża dokładając pasujący ogon czy głowę, zabiera do dla siebie. Pod koniec podliczamy kto ma najdłuższe węże. W grze potrzebne jest trochę spostrzegawczości, bo nieraz dwa oddzielne fragmenty węża udaje się jedną kartą połączyć w jedno.
Jednak poza tym, króluje losowość – wszystko zależy od wyciągnięcia pasującej karty. I często jakoś tak się zdarza, że to dzieci mają tą „szczęśliwą rękę” i im one domykają najdłuższe węże.
Chociaż nie lubię losowych gier, w Serpetinę gra się bardzo przyjemnie – także dorosłym. Karty są bardzo ładne i kolorowe i naprawdę cieszą oczy, więc węże wychodzą w różnych odcieniach, z przyjemnością na koniec wszyscy je rozkładamy i podziwiamy. Z różnych dziecięcych gier, ta jest najbardziej relaksująca dla dorosłych. Znajome dzieci też ją bardzo lubią. I choć jest tak \"mało ambitne\", to za tę przyjemność relaksowania się przy wężach, daję jej 5 gwiazdek


obrazek
Nogi Stonogi
Trochę szczęścia, trochę kombinowania,
Gra nie zachęcała mnie swoim opisem: „nauka kolorów i prostego liczenia”. Skoro większość 4-latków nie ma z tym problemu, to po co kupować taką grę? Dopiero jak zagrałam z siostrą i jej 4 latkiem, to doceniłam tę prostą, a zabawną grę.
Po pierwsze gra jest naprawdę niewielkich rozmiarów (zajmuje mało miejsca i domu), za to płytki ze stonogą są z bardzo grubego, wręcz pancernego kartonika – najgrubszy jaki spotkałam w grach dziecięcych.
Sama gra przypomina klasyczną grę w kościanego pokera z rzucaniem do dwójek, trójek itd., więc dorosłym miłośnikom kości może się spodobać to kompletowanie butów stonogi
W grze mamy 4 kości, na ściankach których są buty w różnych kolorach, w sumie 5 rodzajów butów, na szóstej ściance jest joker, który zastępuje każdy kolor. W swojej turze gracz rzuca max 3 razy, próbując uzbierać jak najwięcej butów w tym samym kolorze. Musi przy tym patrzeć ile nóg i w jakich kolorach zostało jeszcze do wzięcia i co wyszło mu z rzutu i decydować, które kości odłożyć na bok, a którymi dalej rzucać.
W ten sposób każdy z graczy buduje swoją stonogę, czyli dokłada do głowy kafelki z dwoma, trzema lub czterema butami, w zależności od tego ile udało mu się uzbierać.
Wiele tu zależy od szczęścia, więc dzieci mają równe szanse z dorosłymi. Ale szczęście to nie wszystko. Trzeba kombinować, liczyć (wystarczy do czterech) i patrzyć, ile nóg i w jakim kolorze jeszcze zostało i do jakiego koloru warto zbierać wyrzucone kostki.
Może ten opis nie brzmi prosto, ale gra jest naprawdę prościutka, w sam raz dla 4-5-latków, dorosłym zaś przypomni poważne kościane gry.
W wersji dla starszych możliwe jest też to podbieranie sobie nóg stonóg … Tego jeszcze nie ćwiczyliśmy, ale może być ciekawie i emocjonująco…


obrazek
Nawlekaj, nie czekaj
Ładna i porządnie wykonana,
W tej grze, którą można używać też jako zabawkę, są trzy linki i 18 koralików (po 3 szt w każdym kolorze) oraz 55 kart-zadań, po 11 na każdym „poziomie” (układ dwóch koralików, trzech, aż do sześciu koralików na jednej karcie). Koraliki są duże, bardzo kolorowe, lekkie i porządnie wykonane. Mój 2,5 latek z radością nawleka je na sznurek. Oczywiście zapamiętanie i odtworzenie układu koralików z kart jest dla niego jeszcze za trudne, ale i na to przyjdzie czas, zwłaszcza że pierwszy poziom trudności to karty z dwoma koralikami, a więc bardzo łatwe. Znajomy 4latek ze sporym zaangażowaniem próbował zapamiętywać i odtwarzać wzory z kart. To zapamiętywanie w tej grze jest rozwijające i angażujące różne zmysły: wzrok, dotyk i ruch (motorykę). Wymaga zarówno przechowania obrazu-układu kulek w pamięci, odtworzenia, precyzji ruchów i szybkości (gra jest na czas). W sumie taka prosta gra, a wiele uczy.
I dorosły też musi wysilić swoje szare komórki, bo karty z układem sześciu koralików są trudne do zapamiętania i ułożenia w tej kolejności nawet dla dorosłych. Dzięki tym różnym stopniom trudności, można grać z dziećmi i też ćwiczyć swoją pamięć i spostrzegawczość. Wystarczy, że dziecko układa koraliki z prostszej karty, a my z tej trudniejszej. Nie jest to gra, w którą można grać godzinami, ale który 2-3 latek skupia uwagę na dłuższy czas? Poza tym te kolorowe kulki aż się proszą, żeby znaleźć dla nich inne zastosowanie w zabawie. Generalnie to prościutka gra edukacyjna, ale godna polecenia, myślę że spokojnie od 2 lat.


obrazek
Gdzie jest żabka?
Gra o wielu możliwościach,
Są różne gry-loteryjki obrazkowe, ale Gdzie jest żabka? Jest szczególnie piękna. Nasz 2,5 latek ją uwielbia. I, co nie bez znaczenia, my też lubimy się z nim bawić (co nie jest regułą przy dziecięcych grach w odbiorze dorosłego). A to dzięki pięknym, pobudzającym wyobraźnie obrazkom, zróżnicowanym tematycznie (wesołe miasteczko, nad rzeką, wigilia, urodziny, zoo, świat bajek).
Każdy z 6ciu obrazków ma 6 kartoników przedstawiających jakiś szczegół (przedmiot, zwierzątko), który należy odnaleźć. Gra ma różne warianty, najprostszy jest dla najmłodszych – znajdź na obrazku to, co przedstawiam kartonik – z tym nasz synek dobrze sobie radz. I trzy podobne warianty dla kilku graczy. Ale bez większych trudności można wymyślić dla niej inne zastosowania. Na obrazkach tyle się dzieje, że można wspólnie z dzieckiem opowiadać historyjki. Lub ze starszymi bawić się w znajdź różnicę , gdyż zwierzątka na kartonikach zawsze czymś się różnią od swojej pary na dużym obrazku.
Generalnie bardzo polecam, prościutka gra, a zrobiona naprawdę ze smakiem!


obrazek
Dobble
„Nie, no, na moim nie ma nic wspólnego” ,
Znakomita gra-zabawa! Wcześniej z dużą radością graliśmy w Jungle Speed, ale Doble ma kilka zalet, dla których warto kupić poniekąd podobną grę (na refleks i spostrzegawczość), nawet gdy ma się już Prawo dżungli czy Jungle Speed. Po pierwsze można grać z małymi dziećmi – testowane na dwóch 3,5 latkach, które świetnie sobie radziły, a dodatkowo gra wymusza nazywane tego co się widzi czyli szybkie połączenia wzroku i mowy. Grając w Jungle Speed z dziećmi dorośli muszą czekać (żeby nie sfrustrować malucha), no i prze to trochę się nudzą. Po drugie bardzo lubię w Dobble te przedłużające się chwile milczenia, gdy szukamy podobnego symboli i NIC NIE WIDZIMY, i wtedy zgodnym chórem twierdzimy, „Nie, no, na moim nie ma nic!”. Oczywiście zawsze jest, ale całą zabawność tej gry, to że patrzysz, patrzysz i nie widzisz np. dużej czarnej bomby z centrum koła;) I trzecie zaleta Dobble w porównaniu do Jungle, to że świetnie się w to gra w dwie osoby.
Niestety karty są fatalnej jakości i myślę, że warto odżałować kolejne pieniądze i zafoliować, bo gra nie jest tania i po co frustrować się, że goście w ferworze zabawy podniszczyli nam karty...


obrazek
Rekiny Biznesu
Smakowita, szybka gra,
Może nie jest to wybitna gra, ale dająca sporo przyjemności. W szkolnej skali 1-6 dałabym jej 5, tu może 4,5.
Co do wyglądu, to mnie bardzo podobają się satyryczne grafiki na kartach, choć nie są jej istotą, tylko dodatkowym smaczkiem. Karty są jakościowo w porządku, be rewelacji, ale na razie obywamy się bez koszulek i nie ma śladów używania. Za to papierowe pieniądze są i brzydkie i fatalnej jakości, mimo dbania o nie, już się pomiętosiły. I to właściwie największy zarzut do tej gry.

Instrukcja prosta, czytelna, choć po kilku partiach mamy kilka wątpliwości jak dokładnie działa dana karta. Generalnie idea gry jest taka, żeby kupując fabryki i zarabiając na nich pieniądze, kupować karty statusu, a co za tym idzie, punkty zwycięstwa. Gdy czytałam ten opis i podtytuł „Nie jesteśmy tu po to, aby zjednywać sobie przyjaciół”, to gra wydawała mi się nudna i grająca na niskich instynktach. Ale już po pierwszej partii przypadła mi do gustu. Tak samo było z mężem i siostrą, polubili ją, gdy zagrali.
Mam za sobą 7 partii dwuosobowych, i choć większość z nich przegrałam, nadal chętnie po nią sięgam. Co sprawia, że tak fajnie się w nią gra? Kilka elementów:
- licytacja (emocje!), także możliwość blefowania i podbijania stawki
- otwarte karty (cały czas widzimy, co mają inni, jakimi kartami mogą nas trafić, ile punktów im brakuje do zwycięstwa) i schowane pieniądze (nie wiemy, ile kto ma w zanadrzu, chyba że zagramy specjalną kartę akcji i na chwilę wszyscy ujawnią zawartość portfeli)
- karty akcji i wpływów, które wszystko potrafią zmienić w ułamku sekundy np. zabrać przeciwnikowi najlepszą kartę i z powrotem umieścić ją na giełdzie. Jednak wciąż wszystko jest jawne i co chwila mamy dylematy, czy licytować groźną kartę akcji, żeby inni nas nią nie trafili, czy inwestować w fabryki czy karty statusu. Wszystko jest ze sobą powiązane, bez kasy nie można nic kupić, ale same pieniądze nie przyniosą zwycięstwa. Niektóre karty są tak mocne, że mając daną kartę można się spodziewać zwycięstwa, ale są też karty, które mogą je odebrać np. wycofać z gry.
- interakcja – cały czas patrzymy, co inni mają w swoim imperium i jeśli chcemy zagrywamy przeciw nim rozmaite karty akcji. Jest to interakcja negatywna, ale u nas jakoś nikt się nie obrażał.
- szybkość rozgrywki – nam gra w 2 osoby zajmuje ok. 20-30 min, jest zwykle i czas i chęć na drugą partyjkę „żeby się odegrać”

W grze występuje element losowy (to jakie karty i w jakiej kolejności trafiają na giełdę), ale każdy może licytować i jest wiele sposobów na radzenia sobie z losem. Nie można z góry zaplanować sobie strategii, bo właśnie nie wiemy, co się pojawi na giełdzie i żeby wygrać, musimy na bieżąco reagować i ryzykować. Dodatkowo przy grach w niepełnym składzie, czyli przy 2 i 3 osobach, gramy losowo wybraną częścią talii (odpowiednio ½ i ¾ wszystkich kart) i nie wiemy, jakie karty tym razem weszły do gry, więc nie wiemy, co trafi na giełdę czyli do licytacji.
Podsumowując, smakowita, emocjonująca, krótka gra która dobrze się sprawdza dla 2 osób. Stosunek ceny do przyjemności z gry 10/10.
Z ciekawością czekam na zestaw 2 – kolejne 60 kart zapowiadane na wiosnę 2012, który ma wprowadzić nie tylko nowe karty, ale i nowe mechanizmy gry.


obrazek
Opowiem Ci, Mamo
ciekawa dla młodszych, nudna dla starszych i dorosłych,
Dla młodszego dziecka, fajna, dla dorosłego nużąca
Gra przeznaczona jest dla dzieci od 3 lat, testowałam ją na bardzo rozwiniętym 3,5 latku i na 2,5 latku, który dużo rozumie, ale mało mówi. U starszego – gra na raz, ustalenie kolejności zdarzeń jest łatwe, a że obrazki przedstawiają sytuacje z dnia codziennego, bardzo konkretne i zamknięte, trudno coś więcej z nią zrobić. Można próbować wymyślać historyjki, ale szybo stają w martwym punkcie, bo jak tu poszaleć z wyobraźnią przy obrazkach np. chłopiec jedzie na rowerze (1), spada z roweru(2), płacze (3), mam go przytula i nakleja plaster. I niestety wszystkie te obrazkowe historyjki są takie „do bólu dosłowne”.
Za to 2,5 latek dość ją lubi (choć też nie jest to jego nr 1, którym są memo i „Gdzie jest żabka?”), utożsamia siebie i inne osoby z rodziny z postaciami z obrazków (wspomniany chłopiec, który spadł z roweru, babci, tata). Tylko całą historyjkę muszą opowiadać (wciąż i wciąż) rodzice (bo sam nie mówi) i to jest bardzo nużące. Wolę już w kółko czytać te same, ale dobre wiersze Tuwima i Brzechwy.
Wydaje mi się, że ta gra może być rozwijająca dla młodszego dziecka (choć pojęcia najpierw, przedtem, potem), ale nudna dla rodzica. Nie żałuję tego zakupu, cena niewielka, jakość kartoników z obrazkami bardzo dobra, niewiele jest gier nadających się dla dzieci 2-2,5 letnich, ale z w.w. powodów nie sięgam do niej za często.