PROFIL
Historia recenzji i ocen użytkownika szkolniaczek

obrazek
Osadnicy z Catanu (edycja drewniana)
Rozrywka ciekawa i na poziomie.,
Gra ma kilka podstawowych zalet:
- małą liczbę reguł - każda z nich jest łatwa do zrozumienia, zapamiętania i stosowania podczas gry;
- niewielki wpływ przypadku na wygraną;
- zmienny (albo i nie - wszystko zależy od woli graczy) wygląd \"mapy\", na której toczy się rozgrywka - starzy wyjadacze nie są uprzywilejowani ze względu na swoją znajomość danego układu pól;
- możliwość rozgrywania partii przy użyciu bardzo prostych lub bardzo zaawansowanych strategii (wymyślanych na bieżąco lub podpatrzonych :) ) - w każdym przypadku gra jest tak samo fascynująca.

Podsumowując - serdecznie polecam.


obrazek
Jenga
Fascynuje i trzyma w napięciu nawet wprawnych graczy,
Przyjęcie urodzinowe (osiemnastka) koleżanki. Późno w nocy, część gości szaleje na parkiecie, kilku z zostających na noc już śpi, równie niewielu pożegnało się i wróciło do domów; reszta siedzi i gada. Leniwa, niespieszna rozmowa-rzeka, na każdy możliwy temat...

Czas trochę rozbudzić tę ekipę. Wyciągam z torby Jengę...

Dziesięć minut później - w pokoju, w którym gramy, jest już pięć razy więcej osób, niż na początku (na parkiecie pustki); prawdopodobnie pierwsi obserwatorzy zostali zwabieni podnieconymi głosami, żartobliwymi docinkami i wybuchami śmiechu - trochę nerwowego, ale przepełnionego radością.

Gra jest tak wciągająca, że na pewnym etapie patrzę się na mocno już dziurawą wieżę z klocków z niemal zabobonnym lękiem, modląc się, żeby tylko nie przyszła moja kolej :) Rozwiązaniem może być próba wciągnięcia do gry jednego z dotychczasowych obserwatorów... Pod warunkiem że reszta graczy pozwoli :P

Szaleję za tą grą.


obrazek
Monopoly (stare wydanie)
ciekawa, ale...,
W moim przypadku to najstarsza z gier zahaczających o ekonomię, w jaką grałem. Zaczynałem od samodzielnie sporządzonego egzemplarza, potem pojawiła się w sprzedaży w Polsce. Dawniej można było ją tylko przywieźć z zagranicy. Niewątpliwie ma za to u mnie duży plus, ale...

Pierwsze gry były ekscytujące. Gra miała unikalne zasady, znacznie różniła się od chińczyka czy warcabów, dominujących wtedy na rynku. Wciągała, wabiła i trudno się było od niej oderwać.

Z upływem lat coraz rzadziej do niej sięgałem. Pojawiły się w Polsce oficjalnie dystrybuowane wersje, starannie wykonane, kolorowe. Może to kwestia wieku, może pojawienia się gier konkurencyjnych, może zbyt wielu rozegranych partii. Spowszedniała, kurzy się na półce. Teraz już ani ja, ani dzieci do niej nie sięgamy, a partyjkę rozgrywamy niekiedy co najwyżej na wyraźną prośbę gości.

Trudno określić, komu mógłbym poradzić zakup Monopoly. Na pewno tym, dla których to gra przypominająca czasy dzieciństwa. Może też dzieciom, które chciałyby pograć w grę ekonomiczną o nieskomplikowanych zasadach, o dużym znaczeniu czynnika losowości. Łatwe zasady to duży atut gry, ale jednocześnie po kilkunastu (kilkudziesięciu co najwyżej) rozgrywkach robi się nudnawo.

Na pewno sięgnąłbym po Monopoly chcąc spędzić wieczór na rozmowach, gdzie gra nie powinna wymagać zbyt wiele uwagi. Może też gdybym chciał pograć z kilkuletnimi dziećmi, z którymi można rozpocząć rozgrywki bez jakiegokolwiek wprowadzenia. Czyli podsumowując - niezły zakup dla kogoś, kto nigdy jeszcze w Monopoly nie grał, ale grą roku to już nie zostanie...


obrazek
Rummikub kieszonkowy
przydatna na każdy wyjazd!,
Napierw chciałbym wspomnieć o różnicach wersji kieszonkowej w stosunku do dostępnej od dawna wersji \"stacjonarnej\". A te są naprawdę duże - ale tylko w kategorii komfortu użytkowania. Zasady gry i jej elementy są te same, czyli gra się identycznie niezależnie od wersji.

Rzuca się w oczy mały rozmiar pudełka. Kilkukrotnie mniejsze opakowanie jest lekkie i idealne do przewożenia, pasuje do każdego bagażu. Plastik jest też znacznie lepszą ochroną niż karton. Ale niestety, są też minusy wersji kieszonkowej. Kostki są naprawdę bardzo małe - choć nie ma kłopotu z czytelnością. Podstawki skutecznie unieruchamiają kostki, ale przeciwnicy widzą, jak je grupujemy - domyślni mogą próbować coś z tego wywnioskować. Jakość pudełka nie gwarantuje długowieczności. Widać drobne niedociągnięcia wykończenia kostek, jakości nadruków. Tym niemniej nie ma wątpliwości - gra jest w pełni funkcjonalna i świetna na wyjazdy.

Niesamowita gra - mimo bardzo prostych zasad potrafi pokazać bardzo różne oblicza! Przygotowanie do gry zabiera trzy minuty, to z nadmiarem wystarczy do wytłumaczenia nowym graczom o co chodzi. A co potem, zależy tylko od podejścia. Element losowości zaczyna pełnić coraz mniejszą rolę w miarę wzrostu umiejętności grających. Pierwsze partie trwają może ze dwadzieścia minut, ale gdy zacznie się intensywne mieszanie wyłożonych kostek, dwugodzinna partia nie należy do rzadkości. Najtrudniej wymusić szybkość decyzji, dorzuciłbym do kompletu zegar szachowy...

Zabawa jest równie dobra niezależnie od liczby grających, ale gdy realizuje się skomplikowane przekładanki, lepiej być tylko we dwójkę. Jeśli jednak zdoła się skutecznie ograniczyć czas pojedynczego ruchu (stoper nam się nie sprawdził...), w czwórkę jest ciekawiej. Za to czwórka przy ruchach wypracowywanych przez kwadrans zupełnie się nie sprawdza, chyba że chodzi o wygospodarowanie czasu na życie towarzyskie. Wtedy jest dobrze, bo wystarczy rzut oka na własne kostki i ułożone układy by mieć kompletne informacje potrzebne do przemyśleń.

Opinia naszej rodziny nie jest odosobniona. Rozdaliśmy sporo egzemplarzy odwiedzając znajomych - odzew każdorazowo był pozytywny. I to raczej nie z grzeczności, mamy przynajmniej taka nadzieję.

Aha, i jeszcze jedno - pozytywna opinia dotyczy wyłącznie Rummikuba w wersji CYFROWEJ. Raz kupiliśmy wersję z literkami, ale to była ogromna pomyłka. Za to wersja cyfrowa w naszym przypadku wciąga różne pokolenia - często gra siedmioletni wnuczek z ...nieco starszą babcią. I wszyscy świetnie sie bawią!

Kieszonkowy Rummikub ma bardzo korzystną proporcję jakości do ceny, jest znacznie tańszy od dużej, domowej wersji. Ale żadnej nie oddam, zostają w domu obie!


obrazek
Ufoludek
dla dziecka i dorosłego,
Dobrym pomysłem jest INTELEKTU jest umieszczanie łamigłówek w plastikowych, w pełni przeźroczystych opakowaniach. Można wybrać najbardziej nam odpowiadający model posiłkując sie nie tylko skalą trudności (od jednego do trzech), ale i wyglądem.

Jakość łamigłówki jest dobra, druty starannie wykończone.

Atutem są spore rozmiary łamigłówki - pasuje zarówno do ręki dziecka jak i dorosłego. Rekomendacja dla co najmniej czternastolatek wydaje się przesadzona, drugi poziom trudności UFOLUDKA pasuje do umiejętności również ośmiolatka - choć to rzecz jasna ocena subiektywna.

Dużą niespodzianką jest możliwość podejrzenia sposobu rozwiązania. Na opakowaniu podany jest adres strony internetowej, gdzie po wpisaniu unikalnego kodu z etykiety widać serię kilkunastu zdjęć. Gratuluję pomysłu!

Zdecyduję się na kolejne łamigłówki tej serii - atrakcyjna rozrywka za niską cenę. Dla siebie i na prezenty dla znajomych, tę samą serię mogę kupić dla dzieci i ich rodziców...


obrazek
Rummikub
przydatna na każdy wyjazd!,
Niesamowita gra - mimo bardzo prostych zasad potrafi pokazać bardzo różne oblicza! Przygotowanie do gry zabiera trzy minuty, to z nadmiarem wystarczy do wytłumaczenia nowym graczom o co chodzi. A co potem, zależy tylko od podejścia. Element losowości zaczyna pełnić coraz mniejszą rolę w miarę wzrostu umiejętności grających. Pierwsze partie trwają może ze dwadzieścia minut, ale gdy zacznie się intensywne mieszanie wyłożonych kostek, dwugodzinna partia nie należy do rzadkości. Najtrudniej wymusić szybkość decyzji, dorzuciłbym do kompletu zegar szachowy...

Zabawa jest równie dobra niezależnie od liczby grających, ale gdy realizuje się skomplikowane przekładanki, lepiej być tylko we dwójkę. Jeśli jednak zdoła się skutecznie ograniczyć czas pojedynczego ruchu (stoper nam się nie sprawdził...), w czwórkę jest ciekawiej. Za to czwórka przy ruchach wypracowywanych przez kwadrans zupełnie się nie sprawdza, chyba że chodzi o wygospodarowanie czasu na życie towarzyskie. Wtedy jest dobrze, bo wystarczy rzut oka na własne kostki i ułożone układy by mieć kompletne informacje potrzebne do przemyśleń.

Opinia naszej rodziny nie jest odosobniona. Rozdaliśmy sporo egzemplarzy odwiedzając znajomych - odzew każdorazowo był pozytywny. I to raczej nie z grzeczności, mamy przynajmniej taka nadzieję.

Aha, i jeszcze jedno - pozytywna opinia dotyczy wyłącznie Rummikuba w wersji CYFROWEJ. Raz kupiliśmy wersję z literkami, ale to była ogromna pomyłka. Za to wersja cyfrowa w naszym przypadku wciąga różne pokolenia - często gra siedmioletni wnuczek z ...nieco starszą babcią. I wszyscy świetnie sie bawią!


obrazek
Scrabble
słownik na podorędziu wymagany,
Hmmm, cóż, recenzja Scrabble nie jest łatwa - mimo prostych reguł i powszechnej znajomości tej gry, nasze nastawienie do Scrabble zależy od towarzystwa, nastroju, ilości czasu do dyspozycji i paru innych czynników. Gra niewątpliwie ciekawa i wymagająca, do tego czasochłonna - jeśli potraktuje się rozgrywkę poważnie. Towarzyszyła nam wielokrotnie na wypadach w góry, gdzie przy szklaneczce bezalkoholowego skupiała zwykle uwagę dwóch par zmęczonych narciarskimi wyczynami.

Na pewno wymaga w miarę wyrównanego składu graczy - siedmiolatek ze studentem specjalnych szans nie ma, choć para siedmiolatków może się świetnie w swoim towarzystwie bawić. Może też dołączyć do nich druga para siedmiolatków...

Czas rozgrywki jest nieprzewidywalny, ale nigdy nie udało się nam skończyć w podawaną przez producenta godzinę. Dwie to minimum, często bywało dłużej. Choć z drugiej strony nie zdarzyło się nam grać więcej niż trzy godziny, czyli akurat jedna partyjka na wieczór.

Co do liczby graczy, Scrabble świetnie się spisywał przy każdej z deklarowanych przez producenta. Przy dwójce dynamika jest wyraźnie większa, przy czwórce albo się szuka okazji do zwycięstwa tworząc z posiadanych literek jak najdłuższe słowa - albo koncentrujemy się na rozmowie. Życie towarzyskie może kwitnąć, gra jest tolerancyjna wobec odchodzących zrobić sobie herbatę czy pogrążających się w rozmowach podczas czekania na kolejny ruch.

Warto wspomnieć o specyficznej cesze gry - wymaga tolerancji lub dźwigania słownika. Najtrudniejsze jest zdecydowanie, czy słowo proponowane przez gracza rzeczywiście może byc wpisane. Jako że mogą być stosowane różne formy gramatyczne, a język jest tworem żywym, czasem decyzje co do poprawności słówka są bardzo ciężkie. Udało nam się ominąć to niebezpieczeństwo dzięki sporej wyrozumiałości, ale w gronie ludzieńków walczących o zwycięstwo za wszelką cenę nie odważylibyśmy sie zagrać!


obrazek
Tajemnice Labiryntu
od przedszkolaka po babcię,
Akurat, gra dedykowana dla 7-8 latków! Choć wiek kozi już daleko za mną, niejeden wieczór spędziłem przy labiryncie. Cała rodzina zgodnie siada do tej gry, bo reguły proste, zabawa przednia, a proporcje między losowością z logicznym myśleniem zachowane.

Czas rozgrywki nie jest długi, w ciągu wieczora można sobie na dwie-trzy partyjki pozwolić. Ciekawe są interakcje między graczami - każdy ma swój cel, którego nie znają inni. Kartę z celem ukrywamy przed innymi, sami nie wiedząc, do którego skarbu dążą nasi sąsiedzi. Ale w trakcie rozgrywki dramaturgia rośnie - powoli orientujemy się, dokąd zmierzają nasi sąsiedzi. I wtedy nie ma nic przyjemniejszego, niż przesunąć rząd ścian tak, by zbliżyć się do celu przerywając zupełnie niechcący ścieżkę przed konkurentem...

Ogromną zaletą gry jest niepowtarzalność partii. Grając co wieczór przez dwa tygodnie nie można się znudzić - i to niezależnie od liczby graczy. Choć najbardziej lubię grać w czwórkę, jako że wtedy pojawia się najwięcej utrudnień - w końcu trzy osoby mają szansę skomplikować mi życie! Ale też cała trójka może komplikować sobie życie wzajemnie, a nam podsuwać idealne ścieżki, prosto doprowadzające do wyznaczonego celu. I zupełnie tu nie przeszkadza, że przy tej samej partii siadają trzy pokolenia!

Polecam dla siebie i na prezenty, jako że cena Labiryntu nie zwala z nóg. Przynajmniej w porównaniu z dwu-trzykrotnie droższymi grami strategicznymi, których grupa odbiorców jest już znacznie węższa...


obrazek
UNO
wreszcie w Polsce!,
Gdy córka przywiozła komplet UNO z wakacyjnego wyjazdu zagranicznego i zachwalała tę grę jako idealny wypełniacz towarzyskich wieczorów, cieszyłem się, że znalazła sobie za morzem wciągające zajęcie. Gorzej, że postanowiła nam pokazać, na czym to polega...

Etap oporu pominę, w końcu córa jak zwykle postawiła na swoim. I tu zdziwienie - nie tylko ją wciągnęło! Po pierwszej partii druga, skomplikowane na pierwszy rzut oka przepisy w drugiej rozgrywce są już w pełni zrozumiałe. Dynamika gry rośnie, karty lecą na stół coraz szybciej jedna po drugiej. Co chwilę ktoś zapomina krzyknąć \"UNO\", córka jest bezwzględna - za karę trzeba dobrać kolejny kartonik. Już prawie ręka pusta, ale ta bezwzględna młodość...

Partie są zwykle niedługie, w godzinę można zagrać i ze trzy razy. W dwie osoby da się grać, ale wolę raczej trzy-cztery. Może i więcej, ale że w grze nie trzeba przeprowadzać skomplikowanych operacji myślowych, lepiej nie mieć zbyt długich przerw. Polecam więc skład znacznie mniejszy niż podawany teoretycznie dziesięcioosobowy, no chyba że zależy nam głównie na życiu towarzyskim. Choć może kiedyś spróbuję i w takim peletonie?

Mimo prostych zasad, emocji jest sporo do samego końca. Duże różnice w liczbie punktów dla różnych kart powodują, że często trudno się zdecydować, czy trzymać jeszcze na ręce te najlepsze. Jak zostaną, będzie to nas drogo kosztować. Zdecydowanie element losowości nie jest tu jedynym, twarz pokerzysty pomaga w osiągnięciu sukcesu. A jak mi się kartoniki córki zużyją, następne kupię sobie już w Polsce...


obrazek
Scrabble Travel
,
Najpierw chciałbym wspomnieć o różnicy między recenzowaną wersją podróżną a standardową. Ta pierwsza nie tylko zajmuje mniej miejsca, ale ma dodatkową funkcję, często bardzo przydatną - a mianowicie ma z boku planszy suwaczki. Po jednym dla każdego gracza. Z początku nie zwróciłem na nie uwagi, dopiero potem wpadłem na to, że umożliwiają łatwe zliczanie punktów. Kartki zbędne! To duży plus, praktycznie przestałem korzystać z wersji stacjonarnej i całkowicie przeszedłem na podróżną, także w domu.

A pozostałe funkcjonalności - jak w zwykłym Scrabble. Woreczek z literami, podstawki, plansza. A że plastikowa, w niczym to nie przeszkadza.

Recenzja Scrabble (niezależnie od wersji) nie jest łatwa - mimo prostych reguł i powszechnej znajomości tej gry, nasze nastawienie do Scrabble zależy od towarzystwa, nastroju, ilości czasu do dyspozycji i paru innych czynników. Gra niewątpliwie ciekawa i wymagająca, do tego czasochłonna - jeśli potraktuje się rozgrywkę poważnie. Towarzyszyła nam wielokrotnie na wypadach w góry, gdzie przy szklaneczce bezalkoholowego skupiała zwykle uwagę dwóch par zmęczonych narciarskimi wyczynami.

Na pewno wymaga w miarę wyrównanego składu graczy - siedmiolatek ze studentem specjalnych szans nie ma, choć para siedmiolatków może się świetnie w swoim towarzystwie bawić. Może też dołączyć do nich druga para siedmiolatków...

Czas rozgrywki jest nieprzewidywalny, ale nigdy nie udało się nam skończyć w podawaną przez producenta godzinę. Dwie to minimum, często bywało dłużej. Choć z drugiej strony nie zdarzyło się nam grać więcej niż trzy godziny, czyli akurat jedna partyjka na wieczór.

Co do liczby graczy, Scrabble świetnie się spisywał przy każdej z deklarowanych przez producenta. Przy dwójce dynamika jest wyraźnie większa, przy czwórce albo się szuka okazji do zwycięstwa tworząc z posiadanych literek jak najdłuższe słowa - albo koncentrujemy się na rozmowie. Życie towarzyskie może kwitnąć, gra jest tolerancyjna wobec odchodzących zrobić sobie herbatę czy pogrążających się w rozmowach podczas czekania na kolejny ruch.

Warto wspomnieć o specyficznej cesze gry - wymaga tolerancji lub dźwigania słownika. Najtrudniejsze jest zdecydowanie, czy słowo proponowane przez gracza rzeczywiście może byc wpisane. Jako że mogą być stosowane różne formy gramatyczne, a język jest tworem żywym, czasem decyzje co do poprawności słówka są bardzo ciężkie. Udało nam się ominąć to niebezpieczeństwo dzięki sporej wyrozumiałości, ale w gronie ludzieńków walczących o zwycięstwo za wszelką cenę nie odważylibyśmy sie zagrać!


obrazek
Scrabble Deluxe
w tej wersji na prezent,
Ta wersja jest idealna na prezent albo wtedy, gdy spędzamy przy naszej krzyżówce naprawdę dużo czasu. Jest wyraźnie droższa od preferowanej przeze mnie wersji podróżnej, ale też i jakość wykonania i estetyka sa wyraźnie lepsze. Wersja dla estetów, ale raczej nie tych, którzy chcą swą ulubioną grę wpakować do plecaka na wakacyjny wyjazd. Szczególnie gdy ktoś dla rozwiania wątpliwości co do poprawności słówek chciałby dorzucić słownik...

Recenzja Scrabble (niezależnie od wersji) nie jest łatwa - mimo prostych reguł i powszechnej znajomości tej gry, nasze nastawienie do Scrabble zależy od towarzystwa, nastroju, ilości czasu do dyspozycji i paru innych czynników. Gra niewątpliwie ciekawa i wymagająca, do tego czasochłonna - jeśli potraktuje się rozgrywkę poważnie. Towarzyszyła nam wielokrotnie na wypadach w góry, gdzie przy szklaneczce bezalkoholowego skupiała zwykle uwagę dwóch par zmęczonych narciarskimi wyczynami.

Na pewno wymaga w miarę wyrównanego składu graczy - siedmiolatek ze studentem specjalnych szans nie ma, choć para siedmiolatków może się świetnie w swoim towarzystwie bawić. Może też dołączyć do nich druga para siedmiolatków...

Czas rozgrywki jest nieprzewidywalny, ale nigdy nie udało się nam skończyć w podawaną przez producenta godzinę. Dwie to minimum, często bywało dłużej. Choć z drugiej strony nie zdarzyło się nam grać więcej niż trzy godziny, czyli akurat jedna partyjka na wieczór.

Co do liczby graczy, Scrabble świetnie się spisywał przy każdej z deklarowanych przez producenta. Przy dwójce dynamika jest wyraźnie większa, przy czwórce albo się szuka okazji do zwycięstwa tworząc z posiadanych literek jak najdłuższe słowa - albo koncentrujemy się na rozmowie. Życie towarzyskie może kwitnąć, gra jest tolerancyjna wobec odchodzących zrobić sobie herbatę czy pogrążających się w rozmowach podczas czekania na kolejny ruch.

Warto wspomnieć o specyficznej cesze gry - wymaga tolerancji lub dźwigania słownika. Najtrudniejsze jest zdecydowanie, czy słowo proponowane przez gracza rzeczywiście może byc wpisane. Jako że mogą być stosowane różne formy gramatyczne, a język jest tworem żywym, czasem decyzje co do poprawności słówka są bardzo ciężkie. Udało nam się ominąć to niebezpieczeństwo dzięki sporej wyrozumiałości, ale w gronie ludzieńków walczących o zwycięstwo za wszelką cenę nie odważylibyśmy sie zagrać!