PROFIL
Historia recenzji i ocen użytkownika routier

Stationfall
BSG killer?,
Ukryte tożsamości, sprzeczne interesy, błyskawicznie uciekający czas, okrutny chaos i my desperacko próbujący zrealizować swe cele trzymający kciuki do następnej naszej tury, aby przypadkiem ktoś nie zniweczył naszego misternie utkanego planu.
Tak można by streścić tę grę w jednym dosyć mocno złożonym zdaniu. Ale to by była tylko namiastka, wierzchołek góry lodowej możliwości jakie daje nam Stationfall.
Historia jest dosyć prosta - stacja kosmiczna, na której się znajdujemy ma jakąś awarię i spada na Ziemię, aby ostatecznie spłonąć w atmosferze.
Koncept gry wydaje się nie wnosić niczego nowego do gier tego gatunku - na szczęście to tylko złudzenie. W grze znajduje 27 różnych postaci, które w zależności od liczby graczy są losowo dobierane w konkretnej liczbie (np dla 4 graczy jest to 12 postaci).
Każda z tych postaci ma swoje określone cele (niektórzy chcą uciec, inni nie chcą aby ktokolwiek uciekł, niektórzy chcą uciec z pewnymi przedmiotami, inni chcą ocalić dane itp itd) - te cele są jawne, więc każdy z graczy wie jakiej postaci zależy na jakich elementach. To jest jasne od początku, ale kto kim jest pozostaje zagadką aż do momentu, kiedy ktoś się ujawni, albo gra dobiegnie do końca.
Większość z postaci wprowadza nowe mechaniki do gry (które są dodawane tylko, kiedy te postaci są w grze), a często modyfikują planszę do gry np dodając dodatkowe pomieszczenia, czy akcje jakie można wykonywać w grze. To sprawia, że istnieje ogromna ilość kombinacji losowego doboru postaci, co w efekcie daje nam kompletnie inne rozgrywki.
Nowością tej gry jest to, że każdy z graczy może wpływać i aktywować każdą z postaci dostępnych na pokładzie i wchodzić w interakcje (pozytywne lub negatywne) z innymi postaciami na pokładzie stacji. Może być tak, że przez większość gry nie poruszycie się swoją ukrytą tożsamością (a np inni gracze będą ją aktywować), a swoje cele będziecie próbowali realizować za pomocą innych postaci, aby zmylić innych graczy i nie dać im wskazówek, kim naprawdę jesteście.
Postaci mogą się przemieszczać, podnosić/upuszczać/przekazywać/rzucać przedmiotami, atakować/okradać się wzajemnie, wytwarzać przedmioty, zbierać/kopiować dane i na wiele różnych sposobów próbować realizować swoje cele albo przeszkadzać innym w realizowaniu ich celów.
Jest masa interakcji, przeciągania liny, kombinowania jak się odnaleźć w tym chaosie i jak chociaż po części zrealizować swoje cele. A gdy dodamy to tego jeszcze fakt, że na tej stacji toczyły się badania nad projektem X i ktoś może (nie)opacznie ten projekt uwolnić... to wtedy chaos wręcz się potęguje.
Mam za sobą rozgrywki w 4, 5, 6 osobowym składzie i osobiście nie wyobrażam sobie grania w mniej niż 4 osoby (a najlepiej od 5 w górę). Żadna z rozgrywek nie trwała ponad 3h, a w większości z nich brali udział gracze grający po raz pierwszy.
Jedynym minusem tej gry jest poziom skomplikowania zasad i czas potrzebny na ich tłumaczenie. To ok 60min na wytłumaczenie zasad podstawowych plus ok 45min (przy 12 postaciach) na wytłumaczenie dodatkowych mechanik i celów postaci biorących udział w grze.
Ale tłumaczenie jest potrzebne przy pierwszej rozgrywce, a później gra się toczy super sprawnie i kolejne rozgrywki wymagają jedynie wytłumaczenia nowych postaci.
Miałem uzasadnione obawy, że może to być Battlestar Galactica killer i się nie rozczarowałem. BSG nie przebiło, ale jest jedynie tuż poniżej w mojej topce :)





BSG killer?,
Ukryte tożsamości, sprzeczne interesy, błyskawicznie uciekający czas, okrutny chaos i my desperacko próbujący zrealizować swe cele trzymający kciuki do następnej naszej tury, aby przypadkiem ktoś nie zniweczył naszego misternie utkanego planu.
Tak można by streścić tę grę w jednym dosyć mocno złożonym zdaniu. Ale to by była tylko namiastka, wierzchołek góry lodowej możliwości jakie daje nam Stationfall.
Historia jest dosyć prosta - stacja kosmiczna, na której się znajdujemy ma jakąś awarię i spada na Ziemię, aby ostatecznie spłonąć w atmosferze.
Koncept gry wydaje się nie wnosić niczego nowego do gier tego gatunku - na szczęście to tylko złudzenie. W grze znajduje 27 różnych postaci, które w zależności od liczby graczy są losowo dobierane w konkretnej liczbie (np dla 4 graczy jest to 12 postaci).
Każda z tych postaci ma swoje określone cele (niektórzy chcą uciec, inni nie chcą aby ktokolwiek uciekł, niektórzy chcą uciec z pewnymi przedmiotami, inni chcą ocalić dane itp itd) - te cele są jawne, więc każdy z graczy wie jakiej postaci zależy na jakich elementach. To jest jasne od początku, ale kto kim jest pozostaje zagadką aż do momentu, kiedy ktoś się ujawni, albo gra dobiegnie do końca.
Większość z postaci wprowadza nowe mechaniki do gry (które są dodawane tylko, kiedy te postaci są w grze), a często modyfikują planszę do gry np dodając dodatkowe pomieszczenia, czy akcje jakie można wykonywać w grze. To sprawia, że istnieje ogromna ilość kombinacji losowego doboru postaci, co w efekcie daje nam kompletnie inne rozgrywki.
Nowością tej gry jest to, że każdy z graczy może wpływać i aktywować każdą z postaci dostępnych na pokładzie i wchodzić w interakcje (pozytywne lub negatywne) z innymi postaciami na pokładzie stacji. Może być tak, że przez większość gry nie poruszycie się swoją ukrytą tożsamością (a np inni gracze będą ją aktywować), a swoje cele będziecie próbowali realizować za pomocą innych postaci, aby zmylić innych graczy i nie dać im wskazówek, kim naprawdę jesteście.
Postaci mogą się przemieszczać, podnosić/upuszczać/przekazywać/rzucać przedmiotami, atakować/okradać się wzajemnie, wytwarzać przedmioty, zbierać/kopiować dane i na wiele różnych sposobów próbować realizować swoje cele albo przeszkadzać innym w realizowaniu ich celów.
Jest masa interakcji, przeciągania liny, kombinowania jak się odnaleźć w tym chaosie i jak chociaż po części zrealizować swoje cele. A gdy dodamy to tego jeszcze fakt, że na tej stacji toczyły się badania nad projektem X i ktoś może (nie)opacznie ten projekt uwolnić... to wtedy chaos wręcz się potęguje.
Mam za sobą rozgrywki w 4, 5, 6 osobowym składzie i osobiście nie wyobrażam sobie grania w mniej niż 4 osoby (a najlepiej od 5 w górę). Żadna z rozgrywek nie trwała ponad 3h, a w większości z nich brali udział gracze grający po raz pierwszy.
Jedynym minusem tej gry jest poziom skomplikowania zasad i czas potrzebny na ich tłumaczenie. To ok 60min na wytłumaczenie zasad podstawowych plus ok 45min (przy 12 postaciach) na wytłumaczenie dodatkowych mechanik i celów postaci biorących udział w grze.
Ale tłumaczenie jest potrzebne przy pierwszej rozgrywce, a później gra się toczy super sprawnie i kolejne rozgrywki wymagają jedynie wytłumaczenia nowych postaci.
Miałem uzasadnione obawy, że może to być Battlestar Galactica killer i się nie rozczarowałem. BSG nie przebiło, ale jest jedynie tuż poniżej w mojej topce :)

Aliens: Bug Hunt
"Obcy decydujące starcie" na planszy,
Aliens: Bug Hunt to rewelacyjna gra kooperacyjna, która za pomocą bardzo prostych mechanik rewelacyjnie oddaje klimat drugiego filmu z serii Aliens (Obcy decydujące starcie).
Jako gracze wcielamy się w dowódców 4 zespołów marines (każdy składa się z 2 zwykłych żołnierzy i jednego z bohaterów znanych z filmu) i mamy za zadanie eksplorować cały kompleks bazy w celu realizacji celów naszej misji, a gdy nam się to uda musimy jeszcze wycofać się cali i zdrowi do naszego APC, aby rozgrywkę zakończyć sukcesem.
Podczas wędrówki przez kompleks odkrywamy poszczególne pomieszczenia, walczymy z hordami xenomorfów, wspieramy zespoły naszych towarzyszy i staramy się jak najszybciej odszukać i zrealizować cele misji.
O kolejności aktywacji poszczególnych zespołów decyduje mechanizm losowania kart aktywacji (bardzo podobny do tego z Aeon's End, jednak w miarę upływu czasu, do talii aktywacji dochodzi coraz więcej kart aktywacji xenomorfów, co sprawia, że aktywują się coraz częściej). W czasie aktywacji naszego zespołu nie mamy zbyt wiele akcji do wyboru (możemy się ruszyć i zaatakować/udrożnić przejście niszcząc barykadę w korytarzu między pomieszczeniami/zrealizować element misji/przeładować), ale każda z tych akcji okazuje się mieć bardzo duże znaczenie dla dalszej rozgrywki, szczególnie, że sąsiedztwo pozostałych zespołów marines ma ogromne znaczenie np dla wzajemnego wspierania się w walce, lub daje możliwość wycofania się z pomieszczenia z xenomorfami.
Sama walka z obcymi to jednak nie jedyny aspekt tej gry. Obcych (którzy w tej grze są reprezentowani przez specjalne kostki, którymi rzucamy, gdy atakujemy obcych) jest skończona liczba w grze. A ich alternatywnym celem (poza atakowaniem nas) jest ucieczka z kompleksu - zatem jeśli w pobliżu nie ma nikogo do zaatakowania, to będą przemieszczać się do granic kompleksu, żeby z niego uciec. Wówczas ich kości zostają usunięte z gry, co może doprowadzić do sytuacji, że gdy gra będzie wymagała od nas dołożenia kolejnych kości obcych przegramy, bo nie będzie już żadnej dostępnej kości
Na pierwszy rzut oka gra wydaje się tak prosta, że mało kto grając w nią pierwszy raz spodziewa się jak wiele emocji ze sobą niesie i jak bardzo chce się w nią zagrać ponownie szczególnie, że rozgrywka zajmuje ok 40-60min.
Dodatkowo warto wydrukować sobie fanowską mini-kampanię (pliki dostępne na BGG) złożoną z 6 scenariuszy, które rewelacyjnie przeprowadzają grających przez wszystkie wydarzenia z filmu i dodatkowo dodają klimatyczne mechaniki związane z jajami obcych, dodatkowym możliwym do znalezienia ekwipunkiem, czy końcową walkę z Królową Obcych.
Dla fanów uniwersum Aliena ta gra do zdecydowany must have!





"Obcy decydujące starcie" na planszy,
Aliens: Bug Hunt to rewelacyjna gra kooperacyjna, która za pomocą bardzo prostych mechanik rewelacyjnie oddaje klimat drugiego filmu z serii Aliens (Obcy decydujące starcie).
Jako gracze wcielamy się w dowódców 4 zespołów marines (każdy składa się z 2 zwykłych żołnierzy i jednego z bohaterów znanych z filmu) i mamy za zadanie eksplorować cały kompleks bazy w celu realizacji celów naszej misji, a gdy nam się to uda musimy jeszcze wycofać się cali i zdrowi do naszego APC, aby rozgrywkę zakończyć sukcesem.
Podczas wędrówki przez kompleks odkrywamy poszczególne pomieszczenia, walczymy z hordami xenomorfów, wspieramy zespoły naszych towarzyszy i staramy się jak najszybciej odszukać i zrealizować cele misji.
O kolejności aktywacji poszczególnych zespołów decyduje mechanizm losowania kart aktywacji (bardzo podobny do tego z Aeon's End, jednak w miarę upływu czasu, do talii aktywacji dochodzi coraz więcej kart aktywacji xenomorfów, co sprawia, że aktywują się coraz częściej). W czasie aktywacji naszego zespołu nie mamy zbyt wiele akcji do wyboru (możemy się ruszyć i zaatakować/udrożnić przejście niszcząc barykadę w korytarzu między pomieszczeniami/zrealizować element misji/przeładować), ale każda z tych akcji okazuje się mieć bardzo duże znaczenie dla dalszej rozgrywki, szczególnie, że sąsiedztwo pozostałych zespołów marines ma ogromne znaczenie np dla wzajemnego wspierania się w walce, lub daje możliwość wycofania się z pomieszczenia z xenomorfami.
Sama walka z obcymi to jednak nie jedyny aspekt tej gry. Obcych (którzy w tej grze są reprezentowani przez specjalne kostki, którymi rzucamy, gdy atakujemy obcych) jest skończona liczba w grze. A ich alternatywnym celem (poza atakowaniem nas) jest ucieczka z kompleksu - zatem jeśli w pobliżu nie ma nikogo do zaatakowania, to będą przemieszczać się do granic kompleksu, żeby z niego uciec. Wówczas ich kości zostają usunięte z gry, co może doprowadzić do sytuacji, że gdy gra będzie wymagała od nas dołożenia kolejnych kości obcych przegramy, bo nie będzie już żadnej dostępnej kości
Na pierwszy rzut oka gra wydaje się tak prosta, że mało kto grając w nią pierwszy raz spodziewa się jak wiele emocji ze sobą niesie i jak bardzo chce się w nią zagrać ponownie szczególnie, że rozgrywka zajmuje ok 40-60min.
Dodatkowo warto wydrukować sobie fanowską mini-kampanię (pliki dostępne na BGG) złożoną z 6 scenariuszy, które rewelacyjnie przeprowadzają grających przez wszystkie wydarzenia z filmu i dodatkowo dodają klimatyczne mechaniki związane z jajami obcych, dodatkowym możliwym do znalezienia ekwipunkiem, czy końcową walkę z Królową Obcych.
Dla fanów uniwersum Aliena ta gra do zdecydowany must have!

Friday
Must have dla każdego gracza solo,
Piętaszek (ang. Friday) to zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika gier solo. Szczególnie dla tych, którzy lubią gry z mechaniką budowania talii. Przy czym nie jest to klasyczny deck-builder w stylu Dominiona, gdyż w Piętaszku nie kupujemy nowych kart, ale walczymy z kartami przeciwności i dopiero w razie wygranej pozyskujemy je do swojej talii w formie kart wiedzy, które wzmacniają nasze możliwości walki w starciach z kolejnymi przeciwnościami losu napotykanymi na wyspie. Ewentualne niepowodzenie walki też ma swój sens w mechanice gry, bo daje nam możliwość oczyszczania naszej ręki z niechcianych (słabych kart). Zachowanie odpowiedniego balansu pomiędzy niszczeniem i budowaniem swojej talii jest kluczem do sukcesu w Piętaszku, gdyż w miarę upływu czasu gry zagrożenia zwiększają swój poziom trudności, a na samym końcu trzeba pokonać 2 statki pirackie, które są prawdziwymi bossami. Popularna taktyka zmniejszania swojej talii do najmocniejszych kart jest utrudniona przez obowiązek częstszego dokładania do talii „śmieciowych” kart starzenia się, więc nie jest to jedyna najlepsza strategia.
Z zalet, za które cenię Piętaszka należy wyróżnić:
- kompaktowy rozmiar pudełka (15x15cm) wypełniony po brzegi zawartością (nie kupujemy powietrza w pudełku)
- krótką i sprawną rozgrywkę (partia ok 15-20min)
- proste reguły (instrukcja ma co prawda 15 stron, ale tylko dlatego, że jest formatu 15x15cm)
- dużą niezależność językową (znajomość j. angielskiego ogranicza się do pojedynczych słów na kartach walki/zagrożeń/wiedzy i pojedynczych zdań na kartach piratów)
- bardzo dobre zbalansowanie rozgrywki – zarówno jeśli chodzi o mechanizmy budujące jak i niszczące własną talię
- możliwość zagrania na 4 poziomach trudności (kolejne poziomy dodają drobne zmiany, ale znacząco da się je odczuć w czasie rozgrywki, więc czuć różnicę)
- ogromną regrywalność z racji losowości dociąganych kart zagrożeń/starzenia się i losowego układu kart w naszej talii plus możliwość stosowania wielu różnych strategii
- przystępną cenę (z racji małej dostępności na rynku zdarzają dużo wyższe ceny na rynku wtórnym)
Z drobnych minusów:
- niezbyt piękne grafiki (chociaż w trakcie gry niespecjalnie zwraca się na nie uwagę)
- obecnie brak dostępnej wersji PL (jednak można znaleźć instrukcję PL dostępną w sieci, więc nie powinno być problemu z poznaniem zasad)
Reasumując: Piętaszek jest wart polecenia szczególnie dlatego, że oferuje zaskakująco wiele w stosunku do niepozornego rozmiaru pudełka.





Must have dla każdego gracza solo,
Piętaszek (ang. Friday) to zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika gier solo. Szczególnie dla tych, którzy lubią gry z mechaniką budowania talii. Przy czym nie jest to klasyczny deck-builder w stylu Dominiona, gdyż w Piętaszku nie kupujemy nowych kart, ale walczymy z kartami przeciwności i dopiero w razie wygranej pozyskujemy je do swojej talii w formie kart wiedzy, które wzmacniają nasze możliwości walki w starciach z kolejnymi przeciwnościami losu napotykanymi na wyspie. Ewentualne niepowodzenie walki też ma swój sens w mechanice gry, bo daje nam możliwość oczyszczania naszej ręki z niechcianych (słabych kart). Zachowanie odpowiedniego balansu pomiędzy niszczeniem i budowaniem swojej talii jest kluczem do sukcesu w Piętaszku, gdyż w miarę upływu czasu gry zagrożenia zwiększają swój poziom trudności, a na samym końcu trzeba pokonać 2 statki pirackie, które są prawdziwymi bossami. Popularna taktyka zmniejszania swojej talii do najmocniejszych kart jest utrudniona przez obowiązek częstszego dokładania do talii „śmieciowych” kart starzenia się, więc nie jest to jedyna najlepsza strategia.
Z zalet, za które cenię Piętaszka należy wyróżnić:
- kompaktowy rozmiar pudełka (15x15cm) wypełniony po brzegi zawartością (nie kupujemy powietrza w pudełku)
- krótką i sprawną rozgrywkę (partia ok 15-20min)
- proste reguły (instrukcja ma co prawda 15 stron, ale tylko dlatego, że jest formatu 15x15cm)
- dużą niezależność językową (znajomość j. angielskiego ogranicza się do pojedynczych słów na kartach walki/zagrożeń/wiedzy i pojedynczych zdań na kartach piratów)
- bardzo dobre zbalansowanie rozgrywki – zarówno jeśli chodzi o mechanizmy budujące jak i niszczące własną talię
- możliwość zagrania na 4 poziomach trudności (kolejne poziomy dodają drobne zmiany, ale znacząco da się je odczuć w czasie rozgrywki, więc czuć różnicę)
- ogromną regrywalność z racji losowości dociąganych kart zagrożeń/starzenia się i losowego układu kart w naszej talii plus możliwość stosowania wielu różnych strategii
- przystępną cenę (z racji małej dostępności na rynku zdarzają dużo wyższe ceny na rynku wtórnym)
Z drobnych minusów:
- niezbyt piękne grafiki (chociaż w trakcie gry niespecjalnie zwraca się na nie uwagę)
- obecnie brak dostępnej wersji PL (jednak można znaleźć instrukcję PL dostępną w sieci, więc nie powinno być problemu z poznaniem zasad)
Reasumując: Piętaszek jest wart polecenia szczególnie dlatego, że oferuje zaskakująco wiele w stosunku do niepozornego rozmiaru pudełka.

Friday
Must have dla każdego gracza solo,
Piętaszek (ang. Friday) to zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika gier solo. Szczególnie dla tych, którzy lubią gry z mechaniką budowania talii. Przy czym nie jest to klasyczny deck-builder w stylu Dominiona, gdyż w Piętaszku nie kupujemy nowych kart, ale walczymy z kartami przeciwności i dopiero w razie wygranej pozyskujemy je do swojej talii w formie kart wiedzy, które wzmacniają nasze możliwości walki w starciach z kolejnymi przeciwnościami losu napotykanymi na wyspie. Ewentualne niepowodzenie walki też ma swój sens w mechanice gry, bo daje nam możliwość oczyszczania naszej ręki z niechcianych (słabych) kart. Zachowanie odpowiedniego balansu pomiędzy niszczeniem i budowaniem swojej talii jest kluczem do sukcesu w Piętaszku, gdyż w miarę upływu czasu gry zagrożenia zwiększają swój poziom trudności, a na samym końcu trzeba pokonać 2 statki pirackie, które są prawdziwymi bossami. Popularna taktyka zmniejszania swojej talii do najmocniejszych kart jest utrudniona przez obowiązek częstszego dokładania do talii „śmieciowych” kart starzenia się, więc nie jest to jedyna najlepsza strategia.
Z zalet, za które cenię Piętaszka należy wyróżnić:
- kompaktowy rozmiar pudełka (15x15cm) wypełniony po brzegi zawartością (nie kupujemy powietrza w pudełku)
- krótką i sprawną rozgrywkę (partia ok 15-20min)
- proste reguły (instrukcja ma co prawda 15 stron, ale tylko dlatego, że jest formatu 15x15cm)
- dużą niezależność językową (znajomość j. angielskiego ogranicza się do pojedynczych słów na kartach walki/zagrożeń/wiedzy i pojedynczych zdań na kartach piratów)
- bardzo dobre zbalansowanie rozgrywki – zarówno jeśli chodzi o mechanizmy budujące jak i niszczące własną talię
- możliwość zagrania na 4 poziomach trudności (kolejne poziomy dodają drobne zmiany, ale znacząco da się je odczuć w czasie rozgrywki, więc czuć różnicę)
- ogromną regrywalność z racji losowości dociąganych kart zagrożeń/starzenia się i losowego układu kart w naszej talii plus możliwość stosowania wielu różnych strategii
- przystępną cenę (z racji małej dostępności na rynku zdarzają dużo wyższe ceny na rynku wtórnym)
Z drobnych minusów:
- niezbyt piękne grafiki (chociaż w trakcie gry niespecjalnie zwraca się na nie uwagę)
- obecnie brak dostępnej wersji PL (jednak można znaleźć instrukcję PL dostępną w sieci, więc nie powinno być problemu z poznaniem zasad)
Reasumując: Piętaszek jest wart polecenia szczególnie dlatego, że oferuje zaskakująco wiele w stosunku do niepozornego rozmiaru pudełka.





Must have dla każdego gracza solo,
Piętaszek (ang. Friday) to zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika gier solo. Szczególnie dla tych, którzy lubią gry z mechaniką budowania talii. Przy czym nie jest to klasyczny deck-builder w stylu Dominiona, gdyż w Piętaszku nie kupujemy nowych kart, ale walczymy z kartami przeciwności i dopiero w razie wygranej pozyskujemy je do swojej talii w formie kart wiedzy, które wzmacniają nasze możliwości walki w starciach z kolejnymi przeciwnościami losu napotykanymi na wyspie. Ewentualne niepowodzenie walki też ma swój sens w mechanice gry, bo daje nam możliwość oczyszczania naszej ręki z niechcianych (słabych) kart. Zachowanie odpowiedniego balansu pomiędzy niszczeniem i budowaniem swojej talii jest kluczem do sukcesu w Piętaszku, gdyż w miarę upływu czasu gry zagrożenia zwiększają swój poziom trudności, a na samym końcu trzeba pokonać 2 statki pirackie, które są prawdziwymi bossami. Popularna taktyka zmniejszania swojej talii do najmocniejszych kart jest utrudniona przez obowiązek częstszego dokładania do talii „śmieciowych” kart starzenia się, więc nie jest to jedyna najlepsza strategia.
Z zalet, za które cenię Piętaszka należy wyróżnić:
- kompaktowy rozmiar pudełka (15x15cm) wypełniony po brzegi zawartością (nie kupujemy powietrza w pudełku)
- krótką i sprawną rozgrywkę (partia ok 15-20min)
- proste reguły (instrukcja ma co prawda 15 stron, ale tylko dlatego, że jest formatu 15x15cm)
- dużą niezależność językową (znajomość j. angielskiego ogranicza się do pojedynczych słów na kartach walki/zagrożeń/wiedzy i pojedynczych zdań na kartach piratów)
- bardzo dobre zbalansowanie rozgrywki – zarówno jeśli chodzi o mechanizmy budujące jak i niszczące własną talię
- możliwość zagrania na 4 poziomach trudności (kolejne poziomy dodają drobne zmiany, ale znacząco da się je odczuć w czasie rozgrywki, więc czuć różnicę)
- ogromną regrywalność z racji losowości dociąganych kart zagrożeń/starzenia się i losowego układu kart w naszej talii plus możliwość stosowania wielu różnych strategii
- przystępną cenę (z racji małej dostępności na rynku zdarzają dużo wyższe ceny na rynku wtórnym)
Z drobnych minusów:
- niezbyt piękne grafiki (chociaż w trakcie gry niespecjalnie zwraca się na nie uwagę)
- obecnie brak dostępnej wersji PL (jednak można znaleźć instrukcję PL dostępną w sieci, więc nie powinno być problemu z poznaniem zasad)
Reasumując: Piętaszek jest wart polecenia szczególnie dlatego, że oferuje zaskakująco wiele w stosunku do niepozornego rozmiaru pudełka.