PROFIL
Historia recenzji i ocen użytkownika Saadh

obrazek
Legenda Pięciu Kręgów: Gra karciana
Mój pretekst by wrócić do karcianek,
Nie grałem w starą edycję L5K, obawiałem się progu wejścia w grę, która posiadała tysiące kart i w losowym systemie zbierania kart pochłania straszne ilości pieniędzy by mieć SZANSĘ zbudować talię, którą się wymarzyło. Jest to oczywiście znany problem CCG, czego doświadczyłem w Magic-u, Władcy Pierścieni (tym starym na licencji filmowej) i... Pokemonach. Teraz jestem dorosłym i odpowiedzialnym człowiekiem, który rozumie ryzyko związane z hazardem (bo czym innym jest losowanie kart w boosterach). Dlatego LCG było dla mnie Świętym Gralem, Ziemią Obiecaną fana rozbudowanych karcianek z tworzeniem własnych talii. Jak szczerbaty na suchary rzuciłem się więc na Grę o Tron LCG. Gra mi się podobała, ale czegoś w niej zabrakło by wciągnąć się w nią totalnie (przynajmniej w pierwszą edycję). I tak znów zostałem bez "mojej" karcianki.
Legendę 5 Kręgów znam przede wszystkim z gry fabularnej, która na zawsze w moim sercu będzie na pierwszym miejscu w tej kategorii. Rozumiecie więc, że jak usłyszałem o restarcie karcianki L5K w wersji LCG od FFG to byłem równie zachwycony co zaniepokojony.
Z tych uczuć pozostało tylko to pierwsze. Widzę wykorzystanie mechanik Gry o Tron, ale w sposób bardziej sensowny. Zasady są bardzo złożone, ale zarazem dobrze się spinają. Mamy różne sposoby walki i wprowadzania zmian na polu bitwy lub w dworskich kuluarach, ale wszystko się przeplata. Niemal każda mechanika oddziałuje na wiele aspektów rozgrywki i to niesamowite jak dyplomatyczny Żuraw stawia czoła militarnej potędze Lwa.
To jest najwieksza zaleta gry z mojej perspektywy. Rozgrywka daje poczucie klimatu! Każda karta, każda zasada odwzorowuje realia świata Rokuganu, a to jest więcej niż śmiałem sobie wyobrazić.
Karty są pięknie wykonane i to przyjemność trzymać je na ręce bądź na stole. Wydaje mi się, że są bardziej spójne stylistycznie niż stara edycja gry.
Zestaw startowy dostarcza wszystkie 7 klanów, więc pozwalają przetestować wszystkie z nich i zdecydować o tym w jaki chcemy zainwestować na dłuższą metę. Do tego talie początkowe mają sens mechaniczny i dają poczuć jaka jest specyfika danego klanu.
Polecam z całego serca!


obrazek
Twilight Imperium (3rd edition)
Strategia ostateczna,
TO NIE JEST GRA DLA KAŻDEGO! - To zdanie jest kluczowe. Jeśli nie masz w sobie serca stratega pragnącego od podstaw budować swoje imperium i władać galaktyką za wszelką cenę i po trupach swoich kolegów/koleżanek... nie jesteś gotowy/a na tą grę. W każdym innym przypadku, żadna gra nie da Ci takiej satysfakcji jak ta. Gwarantuję moim wielokrotnie imperatorskim słowem ;)

Pierwszym poważnym wyrzeczeniem jest czas. Podobno partia zajmuje około 4 godzin. Nigdy nie udało mi się zejść poniżej 8... nie licząc rozkładania, które też zajmuje co najmniej pół. Mimo to, gdybym miał do wyboru przez te 8-10 godzin grać w parę innych świetnych gier nie zamieniłbym tego czasu. Po prostu dla mnie TI (Twilight Imperium) jest zawsze przed innymi grami. Należy do innej klasy, stanowi zupełnie nieosiągalny dla innych produkcji poziom doznań planszówkowych ;)

Jest to przeogromna gra. Nie tylko pod względem rozmiarów pudełka i planszy po rozłożeniu (co najmniej stół dla ośmiu osób! ewentualnie po studencku, na kocu, na podłodze ;) ), ani nawet ilości elementów (ogromne armie ładnie zrobionych plastikowych figurek!). Jest ucieleśnieniem gatunku 4X (eXplore, eXploit, eXpand, eXterminate), pozwala graczom objąć władzę absolutną nad galaktyczną rasą flagowego i rozbudowanego świata firmy Fantasy Flight Games (planszówkowy moloch rozpoczął karierę właśnie od tej gry!).

Na czele jednej z 10 diametralnie różniących się od siebie ras (w dodatkach więcej) kolonizujemy i podbijamy planety oraz przestrzeń kosmiczną na układanej z kafelków planszy (za każdym razem innej). Nowe obszary dostarczają nam surowce i wpływy, które wykorzystujemy odpowiednio do rozbudowy militarnej/technologicznej i dominacji politycznej. Cele każdego gracza są inne, zależnie od wylosowanych zadań oraz objętej przez niego/nią strategii. Sposobów na wygraną jest wiele, a wraz z tym rośnie możliwość blefowania, zwodzenia przeciwników i walki psychologicznej w tym samym stopniu co mechanicznej!

Staram się jak mogę opisać złożoność tego tytułu oraz to jak wiele emocji on budzi. Kiedy umawiamy się na grę, przygotowujemy się parę dni wcześniej, ustalając rasy i obmyślając strategie. Kiedy siadamy do planszy nasze emocje równają się siłą emocjom kibiców piłki nożnej podczas meczu ich ulubionej drużyny. Tylko, że trwają one co najmniej 8 godzin. Pół dnia (lub nocy) wypełnione intensywnym wysiłkiem umysłowym spędzonym na dopasowywaniu strategii i planowaniu iście szachowym (tylko mając trzy razy więcej figur) oraz rozgryzaniu przeciwnika niczym w najlepszych partiach pokerowych. Przez te godziny nawet na chwilę nie wkrada się nuda.

Jednak do tego trzeba mieć dobrą i zgraną grupę graczy.


obrazek
Robinson Crusoe: przygoda na przeklętej wyspie - edycja Gra Roku
Emocjonująca kooperacja,
Nie lubię gier kooperacyjnych. Nudzą mnie. Walka przeciw planszy nigdy nie dostarczyła mi emocji i wyzwania porównywalnego starciu z równorzędnym nieszablonowo myślącym człowiekiem.
A jednak Robinson Crusoe wziął mnie z zaskoczenia.
Gra dorównuje agresją najgorszym bestiom lasów tropikalnych i nie odpuszcza nawet na chwilę. Zdrowie naszych rozbitków upływa szybciej niż rum z beczki na pokładzie pirackiego okrętu, ratunek z każdą rundą coraz bardziej zdaje się być naiwną nadzieją, a każde wydarzenie losowe przyprawia graczy o siwe włosy. Później jest tylko gorzej.
W takich warunkach nie ma czasu myśleć o prywatnych korzyściach, wyspa daje nam jasno do zrozumienia, że albo gracze współpracują, albo zginą.
Oczywiście wraz z nabywaniem doświadczenia stajemy się weteranami survivalu i wyzwania przestają być dla nas problemem. Na szczęście gra oferuje aż 7 scenariuszy w pudełku (w tym walkę z kanibalami, egzorcyzmy nawiedzonej wyspy, czy... polowanie na King-konga!), które znacząco wpływają na mechanikę i sposób rozgrywania partii. Dzięki temu gra długi czas zapewnia frajdę i zachęca by wiele razy rozkładać planszę na stole.
A jest co rozkładać. Gra zawiera mnóstwo elementów (w większości drewnianych!), które są wykorzystywane w skomplikowanej, ale bardzo klimatycznej mechanice. Warto przebrnąć przez długą i wyjątkowo dobrze napisaną instrukcję (dużo przykładów i solidny opis każdej mechaniki), by poznać jedną z ciekawszych mechanik w grach planszowych.
Jeszcze muszę zaznaczyć, że gra jest bardzo ładnie wydana, zarówno plansza jak i karty zawierają klimatyczne ilustracje oraz opisy. Przy swojej cenie jest to wyjątkowo dobre wydanie.

Podsumowując, jest to najlepsza gra kooperacyjna w jaką grałem i jedna z najlepszych gier planszowych w ogóle (moim zdaniem oczywiście). A fakt, że jest to produkcja Polska miło ogrzewa serce każdego rodaka. Profesjonalne wydanie za rozsądną cenę i mnóstwo frajdy może służyć za przykład dla wielu zagranicznych twórców :)