PROFIL
Historia recenzji i ocen użytkownika ArcyKoza

obrazek
Death in Space RPG
Mrok i mniej groteski w morkborkowym wydaniu,
Wiele gier urzeka swoją oprawą i wydaniem. RPG ostatnimi latami błyszczą i seria Mork Borg, jak i wszelkie iteracje tego systemu są po prostu pewnego rodzaju małymi dziełami artystycznymi. Niektórzy mogli by narzekać, że to mały RPG, nie ma wiele wspólnego z samymi grami, a jednak oferuje na tyle kompaktowe granie, że specjalnie mnie to chwyta. Jeśli chodzi o sam Death in Space, to można by powiedzieć, że kolejny produkt, który uderza w kompaktowy sposób rozgrywki, masę tabelek jak to w OSR bywa (a tutaj tabelki są wyjątkowo interesujące), ale przy okazji świat, który w przeciwieństwie do Mork Borg, kipi mrokiem i grozą. To nie jest science fiction do piwka, które służy tylko rozerwaniu się i zabiciu postaci. Jest to swojego rodzaju próba zrobienia czegoś większego, z możliwością budowy, rozbudowy i dbania o własną stację kosmiczną, wszelkie zadania, zlecenia, tropienie kosmicznych kultów. Wszystko w otoczce mutantów, heretyków, takiego dość artystycznego satanizmu i wszystkiego co oferują te kompaktowe i bosko wyglądające RPG, ale zarazem dające doświadczenie czegoś większego, co nie jest tylko na jedno spotkanie, zeszli do podziemi i zginęli. Tutaj jest duży potencjał na tych wieczorów parę, a i jakby się uprzeć na dłuższą metę. Takiego powiewu świeżości w OSR mi brakowało.

obrazek
Death in Space RPG
Mrok i mniej groteski w morkborkowym wydaniu,
Wiele gier urzeka swoją oprawą i wydaniem. RPG ostatnimi latami błyszczą i seria Mork Borg, jak i wszelkie iteracje tego systemu są po prostu pewnego rodzaju małymi dziełami artystycznymi. Niektórzy mogli by narzekać, że to mały RPG, nie ma wiele wspólnego z samymi grami, a jednak oferuje na tyle kompaktowe granie, że specjalnie mnie to chwyta. Jeśli chodzi o sam Death in Space, to można by powiedzieć, że kolejny produkt, który uderza w kompaktowy sposób rozgrywki, masę tabelek jak to w OSR bywa (a tutaj tabelki są wyjątkowo interesujące), ale przy okazji świat, który w przeciwieństwie do Mork Borg, kipi mrokiem i grozą. To nie jest science fiction do piwka, które służy tylko rozerwaniu się i zabiciu postaci. Jest to swojego rodzaju próba zrobienia czegoś większego, z możliwością budowy, rozbudowy i dbania o własną stację kosmiczną, wszelkie zadania, zlecenia, tropienie kosmicznych kultów. Wszystko w otoczce mutantów, heretyków, takiego dość artystycznego satanizmu i wszystkiego co oferują te kompaktowe i bosko wyglądające RPG, ale zarazem dające doświadczenie czegoś większego, co nie jest tylko na jedno spotkanie, zeszli do podziemi i zginęli. Tutaj jest duży potencjał na tych wieczorów parę, a i jakby się uprzeć na dłuższą metę. Takiego powiewu świeżości w OSR mi brakowało.

obrazek
Wojna o pierścień Gra karciana
Duża, ale mała wojna,
Wiele osób zauważyłem zawiodło się na karcianej wersji wojny o pierścień. Szczerze nie za bardzo potrafię zrozumieć oczekiwania wobec tej gry. Sama wojna jest ogromnym i kultowym wręcz tytułem. Przy którym na jednej partii może minąć cały dzień. Wielka strategia można by rzec. I teraz dostajemy karciankę, która miała być duchem z wojną o pierścień ale w bardziej kompaktowy wydaniu. Czy da się to zrobić? Wydaje mi się, że nie. Chyba, że by zastąpić ruchy wojsk kartami. A partie mają się tutaj zamykać w około godzinę? Czy tak jest? Jest. Czy mamy walkę wolnych ludów z cieniem, gdzie cień próbuje zaszczuć siły dobra? Też jest. Mamy wędrówkę drużyny pierścienia i całą nadzieję ukrytą nie za wojskami elfów, tylko poczynaniami hobbitów i czarodzieja? Też jest. To jest ta sama marka, ale zupełnie inna gra. Ja tutaj ducha wojny widzę bardzo wyraźnie. Oczywiście, że marketing robi swoje i reklamowanie tego tytułu jako Wojna o Pierścień zbiera sporą audiencję. I teraz mam zagwozdkę jaką audiencję. Osób oczekujących, że karcianka zrobi robotę taką samą jak duży odpowiednik? Czy oczekujących, że będzie to prosty deckbuilding, gdzie będę wysyłał karcianych orków na mury minas tirith. Ta gra nie jest ani tym ani tym. Jest to swojego rodzaju przeniesienie głębokiej strategii na karty. To nie jest najprostsza gra, która uda się za każdym razem. W dużym odpowiedniku wolne ludy zawszę są przedstawiane w tej trudniejszej sytuacji, gdzie muszą być przebiegli i skuteczni, by powstrzymać napór sił zła. W tej grze jest tak samo. Tytuł co prawda ma swoją cenę, na pewno licencyjną, pomimo zawartości. Ale to co tutaj dostajemy to jest głęboka strategia, która przy nauczeniu się, poznaniu kart, wiele wynagradza. Ma dozę losowości. Ale czy bitwy w dużej wersji nie mają losowości choćby poprzez kości? Tutaj znajomość swojej talii i tego, jak w wojnie bywa, czasem odpuścić jedną bitwę by wygrać całą wojnę jest kluczem do sukcesu i zrozumienia rozgrywki.

Absolutnie polecam spróbować, a dla składu dwóch osób przetestować tryby, które dzielą partie na całą trylogię, bo to wyciska kwintesencję strategii z tej gry. To nie deckbuilding o biciu się elfów z orkami. To strategia, wymagająca taktyki przeniesiona na karty.