GRY KOŚCIANE
Potwory w Nowym Jorku
Dołącz do walki o Nowy Jork!
cena:
129.90 116.90 PLN(najniższa cena z 30 dni: 116.9)
dostępność: dostępna
wysyłamy w: 24 godziny
dodaj do koszyka
Podstawowe informacje:
liczba graczy: od 2 do 6
wiek: od 10 lat
czas gry: ok. 45 min.
wydawca: Wydawnictwo Portal
projektant: Richard Garfield
wersja językowa: polska
Opis
„Hello New York!”
„Minęła 8:30, zatem rozpoczynamy najnowsze wydanie Box News! Ja się nazywam Norman McDouble, a oto co w dzisiejszym programie. Ogromna modliszka z piłą mechaniczną zadomowiła się w dzielnicy Bronxu. Czyżby mściła się za wycinanie lasów deszczowych?”
Zapowiada się prawdziwa demolka! Potwory w Nowym Jorku, prawowici następcy Potworów w Tokio, wkraczają do akcji! Są głodni, nieobliczalni i marzą o jednym: o władzy nad największym miastem USA! Wybierzcie swoją bestię i stańcie do walki o pięć dzielnic Nowego Jorku. Będziecie grasować, niszczyć i rzucać kośćmi. Zmierzycie się nie tylko ze sobą nawzajem, ale też z armią Stanów Zjednoczonych we własnej osobie! Po raz kolejny wspaniałym narzędziem zagłady okażą się karty, wśród których nie zabraknie także dwóch specjalnych — Supergwiazdy i Statui Wolności. Zasady są proste: kto ostatni utrzyma się na nogach, ten wygrywa!
„Podsumowując: cały Nowy Jork płonie. To by było na tyle w porannym wydaniu Box News. Dobrego dnia i smacznej kawusi!”
Atuty:
Szybka, dynamiczna gra planszowa Richarda Garfielda (Android: Netrunner, Magic: The Gathering) i godny następca kultowych Potworów w Tokio;
6 niesamowitych potworów, korzystających z potęgi 64 kart, a także dwie karty specjalne — Supergwiazda i Statua Wolności;
Walka o władzę przenosi się do Nowego Jorku! Zdobywaj kolejne dzielnice, niszcz wszystko co się rusza i przygotuj się na zemstę armii USA!
Recenzje naszych klientów:
zaloguj się jeżeli chcesz dodać własną
dodano: 2020-04-26
Losowość!!!
autor:
MatPun
Gra bardzo zachęca jakościa wykonania i popularnością, ale osobiście odniosłem wrazenie, że gracz nie ma w niej na nic wpływu. Tak jak w Potworach w Tokio ruch opiera się na rzucie kośćmi ( z opcją przerzucenia, ale jednak... ), co bardzo ogranicza możliwość przygotowania długoterminowej strategii. Nie zmienią tego nawet karty, które można kupować podczas rozgrywki, bo walutę pozwalającą na ich zakup też otrzymuje się wyrzucając odpowiedni znak na kości. W rozgrywce często może się zdarzyć sytuacja, że gracz potrzebujący leczenia nie wyrzuci ani jednego serduszka na kości.
Nie sądzę, żeby gra mogła się sprawdzić nawet jako familijna, bo w takiej roli przegrywa z wieloma innymi pozycjami, i to w podobnym przedziale cenowym, jak Wilki i Owce, Azul czy Wsiąść do Pociągu.
Chciałbym zaznaczyć, że jestem fanem bardziej rozbudowanych gier, co mogło miec wpływ na moją ocenę ( bo to gra familijna ).
Gra bardzo zachęca jakościa wykonania i popularnością, ale osobiście odniosłem wrazenie, że gracz nie ma w niej na nic wpływu. Tak jak w Potworach w Tokio ruch opiera się na rzucie kośćmi ( z opcją przerzucenia, ale jednak... ), co bardzo ogranicza możliwość przygotowania długoterminowej strategii. Nie zmienią tego nawet karty, które można kupować podczas rozgrywki, bo walutę pozwalającą na ich zakup też otrzymuje się wyrzucając odpowiedni znak na kości. W rozgrywce często może się zdarzyć sytuacja, że gracz potrzebujący leczenia nie wyrzuci ani jednego serduszka na kości.
Nie sądzę, żeby gra mogła się sprawdzić nawet jako familijna, bo w takiej roli przegrywa z wieloma innymi pozycjami, i to w podobnym przedziale cenowym, jak Wilki i Owce, Azul czy Wsiąść do Pociągu.
Chciałbym zaznaczyć, że jestem fanem bardziej rozbudowanych gier, co mogło miec wpływ na moją ocenę ( bo to gra familijna ).
dodano: 2019-01-29
Bardziej zaawansowane "Potwory w Tokio"
autor:
malash
Sequel Potworów w Tokio - kościanego szlagieru Richarda Garfielda.
Wciąż jest to dobra, klasyczna napierdzielanka wielkimi potworami w małym mieście. Nadal wygrać można na dwa sposoby – zdobywając 20 punktów, bądź wybijając wszystkich przeciwników. Jest jednak kilka nie-takich-drobnych szczegółów, które nadają najnowszej wersji hitu o potworach całkiem mocnego powiewu świeżości i zupełnie nowego życia.
Wciąż mamy centralne pole i obrzeża. Odpowiednikiem Tokio jest teraz Manhattan. Stanie poza Tokio jest zaś teraz zastąpione staniem na jednej z pozostałych dzielnic: Bronx, Queens, Brooklyn i Staten Island. W każdej dzielnicy stoją zaś trzy stosy budynków i mogą przebywać naraz dwa potwory. Dodatkowo na koniec swojej kolejki musimy się ruszyć na Manhattan, jeśli jest tam puste pole, a jeśli nie – możemy przenieść się do dowolnej innej dzielnicy w której nie stoją jeszcze dwa potwory. Nadal za wejście na centralny obszar oraz utrzymywanie się na nim dostaje się nagrody, choć i tutaj nieco się zmieniło – z każdą następną kolejką nagroda jest coraz większa. Wyjść oczywiście możemy dopiero kiedy ktoś nas „klepnie” łapką.
Wbrew pozorom niewielkie zmiany zasad wprowadzają spore różnice w samej grze.
Niszczenie budynków i tworzenie wojska jest mechaniką niezmiernie radosną i wpisującą się w to co, gra o potworach powinna mieć. Brakowało tego aspektu w Tokyo i zdecydowanie jest to krok w dobrą stronę.
Niestety jest też druga strona medalu. Rozstawienie budynków poprzez ich losowanie bez podglądania jest dosyć trudne i czasochłonne – w porównaniu do King of Tokyo, gdzie wyciągaliśmy komponenty i mogliśmy grać. Tutaj każdy stos budynków musi się składać z trzech żetonów ułożonych niebieską stroną (budynki) do góry, a czerwoną (wojsko) do dołu. Teoretycznie stosiki powinno zostać utworzone losowo i bez podglądania. Zadanie arcytrudne. Polecam zaopatrzyć się w woreczek materiałowy.
Skondensowanie punktów na jednej ściance kostek zapewne było zmianą wymuszoną – niezbędną do utworzenia nowych możliwości na dwóch pozostałych ściankach. Nie znaczy to jednak, że zmiana wymuszona to zmiana na gorsze. Teraz mamy na kostkach mniej wyników „śmieciowych”, czyli cyferek, których akurat nie zbieramy w danej turze. Doszło nam za to burzenie, które jest przyjemne i pożyteczne – oczywiście nie dla miasta. W Nowym Yorku jeśli już nie idziemy taktyką „na punkty” to tylko jedna (a nie trzy) ścianka obarczona jest bezużytecznym wynikiem (ok, jest jeszcze czacha, ale o niej za moment)… a jeśli posiadamy kartę „Superstar”, to w ogóle jesteśmy happy.
A co do czaszek - na kostkach jest to jedyny wynik, który w większości jest bardzo negatywny dla swojego właściciela.
Na pewno jest to gra dobra i zdecydowanie polecam fanom Tokio - przetestować Nowy Jork.
Ale czy jest lepsza od poprzednika…? Czy nowe rozwiązania przyćmiewają prostotę i przejrzystość pierwowzoru? Jeżeli musiałbym wybierać pomiędzy tymi grami i mógł zachować na półce tylko jedną z nich – bez wahania wskazałbym na King of Tokyo.
Sequel Potworów w Tokio - kościanego szlagieru Richarda Garfielda.
Wciąż jest to dobra, klasyczna napierdzielanka wielkimi potworami w małym mieście. Nadal wygrać można na dwa sposoby – zdobywając 20 punktów, bądź wybijając wszystkich przeciwników. Jest jednak kilka nie-takich-drobnych szczegółów, które nadają najnowszej wersji hitu o potworach całkiem mocnego powiewu świeżości i zupełnie nowego życia.
Wciąż mamy centralne pole i obrzeża. Odpowiednikiem Tokio jest teraz Manhattan. Stanie poza Tokio jest zaś teraz zastąpione staniem na jednej z pozostałych dzielnic: Bronx, Queens, Brooklyn i Staten Island. W każdej dzielnicy stoją zaś trzy stosy budynków i mogą przebywać naraz dwa potwory. Dodatkowo na koniec swojej kolejki musimy się ruszyć na Manhattan, jeśli jest tam puste pole, a jeśli nie – możemy przenieść się do dowolnej innej dzielnicy w której nie stoją jeszcze dwa potwory. Nadal za wejście na centralny obszar oraz utrzymywanie się na nim dostaje się nagrody, choć i tutaj nieco się zmieniło – z każdą następną kolejką nagroda jest coraz większa. Wyjść oczywiście możemy dopiero kiedy ktoś nas „klepnie” łapką.
Wbrew pozorom niewielkie zmiany zasad wprowadzają spore różnice w samej grze.
Niszczenie budynków i tworzenie wojska jest mechaniką niezmiernie radosną i wpisującą się w to co, gra o potworach powinna mieć. Brakowało tego aspektu w Tokyo i zdecydowanie jest to krok w dobrą stronę.
Niestety jest też druga strona medalu. Rozstawienie budynków poprzez ich losowanie bez podglądania jest dosyć trudne i czasochłonne – w porównaniu do King of Tokyo, gdzie wyciągaliśmy komponenty i mogliśmy grać. Tutaj każdy stos budynków musi się składać z trzech żetonów ułożonych niebieską stroną (budynki) do góry, a czerwoną (wojsko) do dołu. Teoretycznie stosiki powinno zostać utworzone losowo i bez podglądania. Zadanie arcytrudne. Polecam zaopatrzyć się w woreczek materiałowy.
Skondensowanie punktów na jednej ściance kostek zapewne było zmianą wymuszoną – niezbędną do utworzenia nowych możliwości na dwóch pozostałych ściankach. Nie znaczy to jednak, że zmiana wymuszona to zmiana na gorsze. Teraz mamy na kostkach mniej wyników „śmieciowych”, czyli cyferek, których akurat nie zbieramy w danej turze. Doszło nam za to burzenie, które jest przyjemne i pożyteczne – oczywiście nie dla miasta. W Nowym Yorku jeśli już nie idziemy taktyką „na punkty” to tylko jedna (a nie trzy) ścianka obarczona jest bezużytecznym wynikiem (ok, jest jeszcze czacha, ale o niej za moment)… a jeśli posiadamy kartę „Superstar”, to w ogóle jesteśmy happy.
A co do czaszek - na kostkach jest to jedyny wynik, który w większości jest bardzo negatywny dla swojego właściciela.
Na pewno jest to gra dobra i zdecydowanie polecam fanom Tokio - przetestować Nowy Jork.
Ale czy jest lepsza od poprzednika…? Czy nowe rozwiązania przyćmiewają prostotę i przejrzystość pierwowzoru? Jeżeli musiałbym wybierać pomiędzy tymi grami i mógł zachować na półce tylko jedną z nich – bez wahania wskazałbym na King of Tokyo.
Bardziej zaawansowana wersja potworów w Tokio. Na pierwszy rzut oka może nam się wydawać że obie gry niewiele się różnią, ale odczucia płynące z rozgrywki są całkiem inne. Największą zmianą są budynki i wojsko, które możemy spotkać na planszy. Całkowicie zmienia to rozgrywkę dając nam możliwość dodatkowego ranienia przeciwników, a także oferując nowe sposoby na zdobywanie punktów. Gra jest bardzo ładna, a potwory jak zwykle ciekawe i zabawne. Jeżeli nie przekona cię to, że możesz współpracować ze statuą wolności, to zawsze możesz postrzelać do przeciwników z lasera. Wiele śmiechu i zabawy, a jeżeli zastanawiasz się, czy kupić potwory w Tokio, czy w Nowym Jorku, to z całą stanowczością odpowiadam - obie! Jednak jeżeli musisz zdecydować się na jedną z wersji, polecam Tokio, ale tylko ze względu na możliwość dokupienia dodatku Halloween.
Plusy:
+ łatwe i intuicyjne zasady
+ dobrze działa w każdym osobowym składzie
+ ładne wykonanie
+ duża regrywalność
Minusy:
- dodatek praktycznie konieczny
- potwory nie różnią się od siebie niczym oprócz wyglądu