gry planszowe strategiczne > The Princes of Machu Picchu
GRY STRATEGICZNE
logo przedmiotu The Princes of Machu Picchu

The Princes of Machu Picchu

Wcielasz się w rolę księcia Machu Picchu. Starasz się utrzymać miasto tak aby nie zostało ono odkryte przez hiszpanów.

cena:

179.90 PLN
dostępność: na zamówienie
wysyłamy w: ok. 7 - 30 dni

dodaj do koszyka
Produkt na zamówienie: realizacja pod warunkiem dostępności u dostawcy.

Podstawowe informacje:


liczba graczy: od 2 do 5
wiek: od 12 lat
czas gry: ok. 90 min.

wydawca: PD-Games
projektant: Mac Gerdts

wersja językowa: angielska
instrukcja: angielska

Opis w serwisie BGG

Opis


Po tym jak Hiszpanie podbili królestwo Inków, część inkaskich książąt uciekła w góry w dobrze ukryte przez światem miiejsce: zaginione miasto Machu Picchu. Niestety zagraża im możliwość odnalezienia przez hiszpanów: Czy miasto przetrwa z pomocą swoich kapłanów i bogów? Czy też hiszpanie znajdą to tajemne miejsce? Los Machu Picchu rozstrzygnie się w najbliższych dniach!Wcielasz się w rolę jednego z książąt w mieście. Twoi pracownicy będą uprawiać kukurydzę i kokę, karmić lamy i produkować ubrania oraz naczynia. Twoi kapłani będą natomiast składać ofiary w miejskich katedrach.To czy wygrają hiszpanie czy inkowie zależy od samych książąt. Jeżeli robotnicy będą często produkować towary, a kapłani pomogą, inkowie wygrają. Jeżeli tak nie będzie, hiszpanie będą mieli szansę odkrycia zaginionego miasta.

Jak to wygląda ?


Recenzje naszych klientów:


zaloguj się jeżeli chcesz dodać własną



dodano: 2012-10-02 Łyżka dziegciu o smaku lamy autor: iguana

Pora na przeciwwagę do przedmówców.

Ze wszystkich gier lżejszych McGerdtsa, tę oceniam najwyżej. W Antike, Navegadorze i Hamburgum mamy słynny rondel, który owszem, jest fajną mechaniką, ale dla początkujących. Dla graczy obytych za dużo jest w tej trójce gry na autopilocie. Wykonujemy akcję, która chodzi nam po głowie, a kolejne dwie wykonujemy, bo mamy po drodze, mino, że wolelibyśmy zrobić coś innego. Osobiście grając w grę, chcę czuć, że mam wybór, a nie idę po sznurku.

W Książętach Machu Picchu chodzimy po mapie jak po rondlu i mamy ograniczenia dystansowe, ale na dobrą sprawę chodzimy gdzie chcemy, co rozwiązuje główną bolączkę. Gra jest sucha, ale po 2 partyjkach wszystko śmiga jak należy.

Niestety, jest jeden szkopuł: końcowe punktowanie. Losowość kart potrafi je potężnie wypaczyć. Na BGG są propozycje wariantów i warto jest przetestować. Gdyby nie to, dałbym grze 5 gwiazdek.
Inne gry z rondlem sprzedałem, tę zostawiam. Świetnie chodzi na 2 osoby, co jest dodatkową zaletą. Moja Lepsza Połowa bo przebrnięciu przez partyjkę zapoznawczą, bardzo się wkręciła.

Generalnie, polecam!
dodano: 2011-02-28 Przyzwoita pozycja autor: Piotr Czuba

Moje odczucia co do tej gry są mieszane. Tematyka jest niezwykle ciekawa. Surowce wykonane są wspaniale. Koka bije na głowę każde inne znaczniki ;)
Podobnie jest z Lamami (zwierzątko Lama).
Ścieżka dla Inków jest niezwykle ciekawym rozwiązaniem. W zasadzie na tym mój zachwyt się kończy.
Bardzo zawiodłem się na planszy, która wykonana niezwykle niestarannie. Jest jakby rozmyta, to powoduję że klimat nie udzielał się nam prawie wcale.
Ot taka sucha gra. Niby fajna ale wiele jej brakowało np. do Navegadora który jest grą tego samego autora. Gra zasługuje na 3-
Dla tych co są zainteresowani historią Inków dodałbym max 1 w punktacji. Dla pozostałych ta gra może się okazać rozczarowaniem.
U nas niestety po zakupieniu kilku innych pozycji które okazały się przysłowiowym strzałem w 10 The Princes of Machu Picchu nie miało szans na sprostanie rywalizacji.
Gry nie skreślałbym zupełnie ale proponuję zagrać u kolegi lub przeczytać instrukcję zanim się ją zakupi.
Nas ta gra zupełnie nie przekonała - po takim projektancie jakim jest Mac Gerdts moje oczekiwania były większe, zresztą innych członków rodziny również
dodano: 2010-05-06 Czegoś tu zabrakło autor: Krzysztof Budny

Pierwsze co rzuca się w oczy:
Wspaniałe tło fabularne. Rzecz dzieje się w tytułowym mieście Inków. Po Ameryce Południowej konkwistadorzy rozprzestrzeniają się jak jeźdźcy apokalipsy. Machu Picchu – bogate, opływające w złoty kruszec - było skazane na zagładę podczas zderzenia z jeszcze średniowieczną kulturą Europy. Bogowie mogą być jednak dla miasta łaskawi. Oszczędzą je. Splączą ścieżki prowadzące w góry, zasłonią swych wiernych i ich ceglany gród woalem mgieł. Postawili jeden warunek. Ofiary. Bogom należą się ofiary. 9 dni na uszczęśliwienie bóstw. A jeśli nie? Jeśli bogowie cynicznie pozwolą miastu zostać zniszczonym? Cóż… najbogatszy jego mieszkaniec pewnie ujdzie z życiem. Każdy z graczy – tytułowych książąt - stara się zaspokoić bogów, jednocześnie zostawiając sobie furtkę w postaci złota którym wykupią się Hiszpanom.
Brzmi zacnie prawda? Niestety – presji czasu, dawnych rytuałów, zimnych kamieni wspaniałych budowli wzniesionej w Andach nie czuć podczas rozgrywki.

Paskudna plansza.
Plansza przedstawia Machu Picchu podzielone na kilka stref. Każda z nich pełni inną funkcję. W jednej pasą się lamy, w innej uprawia się kukurydzę, kilka z nich pełni funkcję świątyń, mamy też dzielnicę garncarzy, plantację koki (pojawił się szum oburzenia i strachu wśród braci zrzeszonej wokół BoardGameGeek – narkotyki w grze planszowej? Nie ma się czego bać – od tysięcy lat liście rośliny umożliwiają tamtejszym góralom przemierzać wielkie odległości). Kluczowe jest jak te rejony się ze sobą łączą, który graniczy z którym. Niezauważenie któregoś połączenia może być przykre w skutkach. Układ i dobór kolorów grafiki zdecydowanie takie pomyłki ułatwia. Wąziutkie paski jednej dzielnicy wciskające się między dwie inne. Uzasadnione kształtem podłoża nieregularne rozplanowanie dzielnic zdecydowanie przeszkadza. Można się do tego przyzwyczaić. Kilka razy popełnimy błąd i mózg zanotuje na stałe, że Lama’s Meadow ma jednak połączenie z Watchman’s Hut. Pół biedy gdyby za tymi niedogodnościami kryła się piękna plansza. Dobrze, może nie piękna, ale klimatyczna, ujmująca. Nic z tych rzeczy. Pod obszarami widać lekko rozmazane kontury murów, wałów kamiennych, budowli itp. Wygląda to paskudnie. Jak na złość w grze jest kilka rodzajów surowców, każdy przedstawiony za pomocą drewnianej figurki precyzyjnie (jak na masową produkcję) wyciętej i pomalowanej. Jedne z najfajniejszych elementów drewnianych jakie widziałem w grach planszowych.

Mechanika.
Trudno. Gra piękna nie jest. Może mechanika stworzona przez Maca Gerdtsa, wynalazcy mechanizmu zwanego rondlem stoi na najwyższym poziomie. Jest równie jak rondel pasjonująca? I znowu rozczarowanie. Zastosowany mechanizm jest – nazwałbym go nieregularnym rondlem. Regularny to okrąg podzielony średnicami, tworzącymi kilka pól (wygląd przekrojonej pomarańczy). Każde pole to inna akcja. Stoimy na akcji B, obok nas są A i C. By wykonać A lub C wystarczy za darmo ruszyć się na nie i je wykonać, dalsze akcje D itd. wykonujemy płacąc za przemieszczenie się do nich. Proste. Pomysłowe wykorzystanie symetrii okręgu. W Machu Picchu okrąg zastąpiono różnie łączącymi się ze sobą polami. Sterujemy księciem, drewnianym pionem wyciętym w kształt ludzkiej postaci. Na sąsiedni region przejść możemy za darmo. Na dalszy przeniesie nas jedna lama. Ot. W sumie nic odkrywczego. Po co zwiedzamy te regiony? By wykonywać w nich akcje. Czy tu autor uraczył nas czymś ciekawym? Owszem. W każdym regionie możemy umieszczać swoich pracowników. Jeśli dowolny książę znajdzie się w regionie z pracownikami swoimi czy cudzymi, aktywuje go. Gracz otrzymuje liczbę surowców równą liczbie swoich pracowników. Elegancki, sympatycznie pomyślany mechanizm – nie muszę aktywować pól na których mam większość pracowników – być może zrobią to za mnie inni gracze. Niestety potencjał tego rozwiązania został moim zdaniem zepsuty przez cel w jakim zbieramy surowce. Otóż przydają się one do zdobycia kart kapłanów i kapłanek z trzech różnych świątyń. Te zaś (oraz rzeczone surowce) wykorzystamy do składania coraz to większych ilości ofiar. Złożone ofiary zamieniamy na punkty (uf!) na Szlaku Inki (Inca Trail). Po zwykłej listwie złożonej z 20 pól porusza się kolejny znacznik gracza. Gdy trafi na szczyt – pole 20 – gracz otrzymuje kartę z warunkami otrzymania punktów zwycięstwa na koniec gry. Ze szczytu znacznik trafia na pole 0 i tak w kółko. Na kartach które otrzymujemy na szczycie zaznaczone są punkty jakie otrzymamy w dwóch różnych przypadkach. Gdy MP zostanie odkryte – zaznaczono liczbę złotych figurek którymi się wykupimy. Gdy bogowie oszczędzą miasto – liczbę punktów jakie otrzymamy za pracowników w którejś z dzielnic. Miasto nie zostanie splądrowane jeśli uda nam się wykupić wszystkich kapłanów przed końcem 9 dnia.

Zakręcone? Tak. Czy daje to jakąś satysfakcję z dobrze opracowanego i zrealizowanego planu? Niestety nie. Pokręcona ścieżka Inki utrudnia tylko poznanie gry. Interakcja – tylko pośrednia, podbieranie innym surowców, bonusów, zamykanie przed nosem dzielnic jednorazowego użytku. Piękny temat niewykorzystywany przez producentów gier został – nie boję się tego sformułowania – zmarnowany. Książęta Machu Picchu są potwierdzeniem przysłowia, które często powtarza w wywiadach Reiner Knizia – ,,jeśli jedyne co masz to młotek, wszystko dookoła wygląda jak gwóźdź...”. Nie zawsze użycie mechanizmu rondla tworzy wspaniałą grę.
Na koniec ważna informacja – wszystkie elementy planszówki na których występują napisy są dwujęzyczne – po jednej stronie tekst angielski, po drugiej niemiecki. W pudełku znajdziemy również broszurę zaznajamiającą nas z miejscem akcji.
The Princess of Machu Picchu nie polecam.