PROFIL
Historia recenzji i ocen użytkownika Tuminure

obrazek
Pandemic (Pandemia): Czas Cthulhu
Pięknie wydana, klimatyczna i satysfakcjonująca kooperacja ,
Podstawowa Pandemia to zaskakująco dobra gra kooperacyjna w której gracze wcielają się w zespół badaczy i zwalczają choroby panujące na całym świecie. W wersji Cthulhu, choć motyw jest zupełnie różny, należy zamykać bramy i nie dopuścić do przebudzenia Cthulhu, to sama gra jest bardzo zbliżona do oryginału.

Nie da się ukryć, że klimat w tej wersji jest znacznie bardziej interesujący. Nawet dla osób, które nie przepadają lub nie znają za tym wymysłem Lovecrafta, z pewnością docenią go bardziej, niż po prostu podróżowanie po zwykłym świecie. Sama gra również posiada kilka mechanicznych zmian, które nie tylko nawiązują do tematyki ale też idealnie pasują mechanicznie do gry. Każda rozgrywka w Pandemic: Cthulhu wygląda nieco inaczej z względu na różne rozłożenie startowe, a w szczególności na przedwiecznych, których przebudzenie wprowadza do gry interesujące efekty.

Mając ochotę na kooperacyjną rozgrywkę, nigdy nie odmówię propozycji zagrania w to cudo. Warto też zaznaczyć, że świetnie działa na dowolną liczbę graczy - nie zauważyłem by było prościej lub trudniej w jakimkolwiek gronie.


obrazek
Terraformacja Marsa
Świetne mechanicznie euro z nieco brzydkim wydaniem,
Kiedy pierwszy raz usłyszałem o Terraformacji, nie byłem w stanie uwierzyć co w tej grze może być tak dobrego. W końcu sama mechanika gry wydaje się być dość prosta i użyta w wielu grach. Zagrywanie kart, rozpatrywanie efektów i... właściwie nic więcej. O tym jak bardzo się pomyliłem, dowiedziałem się dopiero po pierwszej partii. Mnogość efektów kart, różne wymagania i skrajnie różny koszt kart sprawia, że trzeba poważnie się zastanowić nad tym co i kiedy chcemy zagrać. Dodatkowo otrzymując karty na początku gry oraz każdej tury, trzeba zadecydować, czy chcemy zatrzymać daną kartę (i zapłacić za nią) lub ją odrzucić (by mieć więcej pieniędzy w trakcie tury). I choć gra ma kilka wad w wykonaniu - mechanika je wystarczająco usprawiedliwia.

W grze znajdziemy mnóstwo plastikowych kosteczek, żetonów i kart. Niestety część elementów pozostawia wiele do życzenia - farba z kostek potrafi odchodzić już w nowym egzemplarzu, a po kilku grach wyglądają one jeszcze gorzej. Nie jest to jednak coś, co przeszkadza w grze. Podobnie można ponarzekać na grafiki na kartach. Na każdej z kart znajdziemy unikalną grafikę, jednak są one po prostu nijakie - ciężko więc powiedzieć, że jest na czym zawiesić oko. Ponarzekać można jeszcze na plansze graczy. Ich wykonanie jest dobre, jednak sam sposób oznaczania przychodu oraz posiadanych surowców może stać się koszmarem. Dzieje się tak dlatego, że nawet drobne przesunięcie planszy gracza, może spowodować, że kostki się przesuną, a to spowoduje, że utracimy informacje o naszym przychodzie i obecnych surowcach.

Warto mieć też na uwadze, że w grze jest bardzo niewiele interakcji z innymi graczami. Oczywiście wszyscy gramy na wspólnej planszy i mamy wspólne cele, jednak skrajna większość kart daje efekty tylko dla gracza, który ją zagrywa. Czas gry jest sporo zależny od tego, jak szybko grają gracze. Pierwsza partia pięcioosobowa trwała u mnie równe 4h, więc zdecydowanie jest to gra na cały wieczór. Nie da się jednak ukryć, że nikt z nas nie żałował spędzonego czasu nad grą, grało się bardzo przyjemnie i mieliśmy chęć na więcej. Dlatego śmiało mogę polecić grę i wystawić jej maksymalną ocenę :).


obrazek
Ogródek (edycja polska)
Przekombinowane i bez polotu,
Do Ogórdka przysiadłem bez znajomości innych podobnych gier, więc nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Przed rozgrywką byłem bardzo pozytywnie nastawiony - kafelki wyglądały ładnie, zasady były jasne, a sama mechanika również wydawała się odpowiednia. Rozgrywka jednak zweryfikowała moje podejście - wiele mechanik w trakcie gry okazała się przerostem formy nad treścią. Wybory w trakcie gry są istotne, jednak nie czuje się, że są to wybory długofalowe.

Kilka tygodni po rozgrywkach w Ogródek, miałem okazję poznać wcześniejszą grę Uwe Rosenberga z podobnymi mechanikami - chodzi oczywiście o Patchwork. W trakcie gry nie obyło się bez porównań. W Ogródku każdy z graczy posiada dwie plansze, na które tylko on wystawia kafelki. Same plansze są dość małe i w trakcie gry kilka razy plansza zostanie wypełniona i należy ją zamienić. Znacznie lepiej jest to rozwiązane w Patchworku, gdzie każdy z graczy ma jedną planszę przez całą grę i ją uzupełnia. Akcje, które może wykonać gracz również wypadają lepiej w Patchworku.
W gruncie rzeczy po zagraniu w obie gry, doszedłem do wniosku, że jedynym powodem by grać w Ogródek zamiast w Patchworka jest możliwość gry w więcej niż dwie osoby.

Ciężko mi zatem polecić Ogródek komukolwiek - w końcu jest wiele innych tytułów w które warto zagrać.


obrazek
Pięć Klanów
Najlepsze krótkie euro ,
Pięć klanów to wyjątkowa gra na mojej półce. Spodziewałem się ciężkiego euro, w którym rozgrywka będzie trwać godzinami i w której będę podejmował strategiczne decyzje mające długofalowe efekty.
Myliłem się tylko w tej pierwszej części - strategicznych decyzji jest tutaj sporo, jednak sama rozgrywka zwykle trwa niecałą godzinę. Aż trudno uwierzyć, że w ciągu godziny można czerpać aż taką satysfakcję z gier euro.

Wykonanie gry jest prześwietne. Olbrzymia liczba drewnianych elementów sprawia, że gra prezentuje się świetnie w trakcie rozgrywki. Choć klimat prezentowany w grze jest mocno naciągany, to ilustracje oraz elementy nadal cieszą oko. Ilość drewnianych elementów niestety odbiła się na cenie gry. Każda złotówka, którą trzeba zapłacić za grę jest moim zdaniem uzasadniona poprzez ilość/jakość elementów, jednak nie da się ukryć, że w tej cenie można znaleźć prawie dwie gry tego typu.

Warto też wspomnieć o początkowym losowym rozstawieniu elementów gry. Sprawia ono, że żadna partia nie wygląda tak samo, a każda kolejna jest równie ciekawa co poprzednia. Liczba możliwych kombinacji może być także wadą - początkujący gracze oraz myśliciele często nie wiedzą, który ruch jest dobry i zastanawiają się bardzo długo nad swoimi ruchami. Jeżeli macie w swojej ekipie osoby, które lubią długo myśleć nad swoimi ruchami, to trzymajcie je z dala od tej gry ;).

Instrukcja do gry jest bardzo przejrzysta, a samo tłumaczenie gry również jest stosunkowo proste. Dodatkowo do gry zostały dołączone karty z skróconymi zasadami oraz opisem dżinów, co powoduje, że gracze w trakcie gry mogą sobie przypomnieć zasady bez zakłócania rozgrywki.


obrazek
Great Western Trail (edycja polska)
Wyjątkowe, klimatyczne euro,
Jeszcze nigdy podróżowanie z krowami przez Amerykę nie było tak interesujące. Gra jest połączeniem wielu różnych mechanik, które bardzo dobrze się tutaj uzupełniają. Zarządzanie własną talią kart, rozbudowa pól na mapie, rozwijanie umiejętności naszej postaci, wypełnianie celów widocznych na kartach. To tylko kilka z mechanik, które sprawiają, że gra ma mnóstwo sposobów na rozgrywanie partii.

Warto jednak zauważyć, że mimo tak licznej liczby mechanik, w każdej turze jesteśmy mocno ograniczeni co do tego, co możemy zrobić. Powoduje to, że istotna staje się strategia długofalowa i jednocześnie wszystkie tury przebiegają dość szybko jak na grę tego typu i o tak dużej złożoności.

Jakość wykonania jest bardzo dobra i dość klimatyczna. Wszelkiego rodzaju grafiki są ładne, a ikony czytelne (choć tych akurat jest trochę za dużo, by wszystko zapamiętać przed rozgrywką).

Losowość w grze jest niezwykle przyjemna i satysfakcjonująca. Jest jej dość niewiele, jednak losowy dobór kart powoduje, że nie zawsze akcje, które będziemy wykonywać, będą optymalne. Prócz doboru kart, występują również losowe kafle - te będą nieznacznie modyfikować możliwości zakupu pracowników, co może na niektórych graczach wymusić lub zachęcić do zmiany strategii.

Nie da się ukryć, że Great Western Trail to gra w której mimo wszystko liczą się punkty. To nadal euro i osoby szukające przygody nie znajdą tu nic dla siebie. Jeżeli ktoś jednak lubi gry euro, to jest to jedna z lepszych pozycji na rynku - szczególnie w tym progu cenowym.


obrazek
Uczta dla Odyna
Olbrzymie, ciężkie pudło pełne żetonów, kart i frajdy,
Grając w Ucztę dla Odyna po raz pierwszy odniosłem wrażenie, że Uwe Rosenberg wziął kilka innych swoich gier i wrzucił elementy z nich do jednego pudła.
Znajdziemy tu wiele nawiązań nie tylko do jego "farmerskich" gier pokroju Agricoli, Kawerny lub Pól Arle ale także do jego "tetrisowych" gier, czyli Patchworka oraz Ogródka. Warto dodać, że nie wziął byle jakich elementów z tych gier, a po prostu najlepsze z nich.

Uczta dla Odyna oczarowała mnie już na wstępie ilością elementów jakie znalazłem w pudełku. Mnóstwo najróżniejszych żetonów, które w trakcie gry będziemy zdobywać na różne sposoby oraz układać na planszy gracza oraz spore talie kart powodują, że gra jest bardzo regrywalna i chciałoby się najlepiej rozegrać kilka partii z rzędu.

Gra jest skomplikowana. Nie da się ukryć, że po przeczytaniu instrukcji ciężko jest samemu wszystko zapamiętać, a co dopiero wytłumaczyć innym graczom co do czego służy. Mimo to, staje się to jasne już po kilku turach. Warto też dodać, że w trakcie gry korzystamy z akcji dostępnych na specjalnej planszy - jest ich około 50 ale każda z nich jest opisana ikonami w bardzo czytelny sposób. To sprawia, że nawet w trakcie pierwszych gier bardzo rzadko zaglądamy do instrukcji by przypomnieć sobie ich działanie. Autor zadbał też o solidną rozpiskę z listą kroków, które należy wykonać przed i po turach graczy - to również powoduje, że do instrukcji zaglądamy rzadziej.

Klimatu tutaj jednak nie odczujemy. W gruncie rzeczy jest to najmniej klimatyczna gra Uwe Rosenberga w jaką miałem okazję grać - a przecież i w innych jego grach klimat wypada dość słabo. Nie da się ukryć, że to nie gra o wikingach, a gra o układaniu żetonów na planszy by wygenerować jak najwięcej punktów lub kolejnych żetonów. Mimo wszystko, raczej nikt nie oczekuje od tej gry jakiegoś wyszukanego klimatu, stąd ocena 5/5. Oby takich gier było jak najwięcej.


obrazek
Najemnicy - Nieświęte Przymierze
Duża losowość z ciekawą negatywną interakcją i brzydkimi kartami,
Bardzo lubię negatywną interakcję w grach, więc od ogłoszenia premiery polskiej wersji językowej miałem Najemników na celowniku. Zaskoczony dość niską ceną gry, kupiłem ją właściwie bez większego zastanowienia.

W tym niezbyt dużym pudełku znajdziemy dość sporą talię kart i kilka znaczników. Pozornie jest to plusem, jednak czar szybko pryska, gdy zwrócimy uwagę, że grafik na kartach jest... sześć. Sprawia to, że patrzymy się właściwie cały czas na te same karty na różnych kolorach tła. Dodatkowo same grafiki nie są zbyt ładne. W grze ciężko też o jakikolwiek klimat związany z postaciami widocznymi na kartach lub okładce.

Kluczową kwestią w tego typu grach jest jednak mechanika. W końcu nawet przy brzydkich grach da się dobrze bawić. Zasady są dość proste. Każdy z graczy wykonuje w swojej turze dwie akcje. Kluczową akcją jest zagrywanie kart, które po zebraniu kompletu dają możliwość otrzymania punktów. Im więcej kart tego samego typu (ale w różnych kolorach) dany gracz już posiada, tym lepszy efekt uzyska z danej karty. Trzeba jednak pamiętać, że zebrane karty muszą być zawsze inne od poprzednich, a konkretnie muszą się różnić typem lub kolorem. Nie są to oczywiście wszystkie zasady, jednak to co mi się nie podoba w grze jest wynikiem tych zasad.

A konkretnie... konieczność zagrywania unikalnych kart dość często powoduje, że jedyną rzeczą jaką można zrobić w trakcie swojej tury jest wymiana kart. Nie gwarantuje ona jednak tego, że dostaniemy kartę, która będzie się nadawała do zagrania. To natomiast wprowadza irytującą losowość, w wyniku której nasi przeciwnicy mogą dążyć do zwycięstwa, a my musimy czekać na odpowiednie karty.

Gdy jednak karty podchodzą, to gra się dość dobrze - szczególnie w dwie osoby, gdy nie trzeba się zastanawiać, któremu z przeciwników poprzeszkadzać. Efekty są dość ciekawe, mimo prostych ikonek użytych na kartach. Nie da się jednak ukryć, że jeden zestaw kart potrafi się dość szybko znudzić i zakupienie innych części Najemników zdecydowanie zwiększa regrywalność. Sama negatywna interakcja nie jest (za bardzo) złośliwa - wszyscy gracze od samego początku wiedzą, że będą tracić swoje karty, więc z jej powodu nie pojawiają się negatywne emocje w trakcie gry.

Na moim stole Najemnicy będą gościć dość rzadko - jeżeli jednak nie przeszkadza Ci duża losowość wynikająca z doboru kart, to zapewne gra Ci się spodoba (szczególnie w tej cenie). U mnie mimo wszystko pojedyncza część dostaje 3/5, choć chciałbym również zaznaczyć, że posiadanie kompletu zdecydowanie zwiększa ocenę do 4/5.